CO SŁYCHAĆ?

Mam zapisanych kilka tematów na nowe posty i zastanawiałam się, którym uraczyć Was w pierwszej kolejności. Myślałam, myślałam i… dlaczego by nie podzielić się po prostu o tym, co u mnie ostatnio się dzieje? Tak na luzie. W końcu blogi w tradycyjnej formie to internetowe pamiętniki, a u mnie dawno nie było takiego wpisu.

No to się dzielę i trochę ponarzekam. Jestem takim beznadziejnym przypadkiem, że zawsze, ale to zawsze gdy mam dużo spraw na głowie, bądź szykuje się jakieś fajne wydarzenie lub wyjazd, to mnie rozkłada choróbsko. Studniówka, podróż poślubna… wszystkie takie okazje kojarzą mi się z ogromnym katarem. Wiem, sporo w tym mojej winy. Jak np. mam jakieś lekarstwa zwiększające odporność i trzeba je brać przez dłuższy czas ZANIM się zachoruje, to ja o nich nie pamiętam… przypominam sobie, jak już jest za późno. I nawet wtedy to bagatelizuję – kto by się przejmował bólem gardła? A później dochodzi katar, kaszel, gorączka… i pozamiatane. W tym tygodniu na moje szczęście mam możliwość pracy zdalnej z domu. Dzięki temu nikogo nie zarażam, nie muszę marznąć na przystankach autobusowych, a siedząc sama w mieszkaniu mogę sobie bezkarnie wcinać czosnek i popijać syropem z cebuli 🙂 liczę, że ta kuracja szybko postawi mnie na nogi, bo sporo pracy jeszcze przed nami w nowym mieszkaniu.

A no właśnie: mieszkanie. Pisałam o tym, jak bardzo cieszy tworzenie własnego gniazdka. I zdania nie zmienię, cieszy przeogromnie! Ale też wiąże się z tym sporo stresu. Bo coś wyjdzie nierówno, bo coś się opóźni, bo koszty wychodzą inne niż się zakładało… w dodatku większość rzeczy robimy zupełne sami po raz pierwszy w życiu, więc uczymy się na błędach. No i np. wydawało się, że to żadna filozofia ułożyć panele w małym mieszkaniu. Teraz już wiem, że to wcale nie jest takie hop-siup 🙂 efekt końcowy wyszedł super, ale choć rodzice dzielnie pomagali, to zeszło nam z tym pewnie 5 razy dłużej, niż gdyby układali fachowcy. Zostało jeszcze malowanie, skręcanie mebli, sprzątnie… przeprowadzka wypadnie mniej więcej na koniec lutego. Btw, czy ktoś z Was kładł samodzielnie tapetę na ścianę? Poradzicie, jak się za to zabrać, żeby nie spartolić? A może lepiej w ogóle się nie zabierać, tylko zlecić komuś doświadczonemu?

Tak w ogóle, to nie mogę doczekać się wiosny. Brakuje mi słońca, chciałabym już zobaczyć pierwsze zielone listki na drzewach, pójść na długi spacer. I żeby w mieszkaniu już było wszystko dopięte na ostatni guzik i żeby moje katary nareszcie przeszły. I chciałabym odwiedzić rodziców i poprzytulać kotunie. Wiecie, ile już nie widziałam moich kotów? Miesiąc… półtora… od Bożego Narodzenia! Tęskni mi się jak nie wiem co.

238

Uciekam kurować się dalej, bo mam mocne postanowienie, żeby jutro rano obudzić się zdrowa. No, w każdym razie bardziej zdrowa niż dziś. Albo chociaż mniej chora… a to dlatego, że już jutro SmokBlog, który mam nadzieję okaże się być mocną dawką inspiracji i motywacji. Jeśli również się wybieracie i spotkacie okularnicę z bardzo czerwonym nosem – to ja!

A teraz Wasza kolej: co u Was słychać? Zdawkowa odpowiedź „wszystko po staremu, dziękuję” jest zabroniona 😉