„Ekonomia miłości”

Książka „Ekonomia miłości. Szczęście w związku a zmywanie naczyń” P. Szuchman, J. Anderson to w jednym zdaniu: innowacyjny i świeży podręcznik, łączący zagadnienia z dziedziny ekonomii ze sferą uczuć.

Podstawową cechą i moim zdaniem główną zaletą, która odróżnia ten poradnik od innych książek o podobnej tematyce (chociażby wszystkim znanej „ Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”) jest fakt, że nie rozkłada na czynniki pierwsze i nie roztrząsa po raz n-ty różnic w psychice kobiet i mężczyzn. Owszem, różnimy się i to bardzo, ale nasze codzienne obowiązki już niekoniecznie. We współczesnym świecie zarówno kobiety jak i mężczyźni studiują, pracują, gotują, sprzątają, zajmują się dziećmi, ćwiczą na siłowni i wyskakują z przyjaciółmi do baru. To, że boli mnie głowa, jestem przed okresem i mam ochotę się przytulić, nijak ma się do sterty brudnych naczyń w zlewie czy konieczności pozostania dłużej w pracy. Niechby mój facet był najsłodszy i najromantyczniejszy na świecie i motylki wylatywały mi nosem, to niestety rachunki same się nie zapłacą i mieszkanie samo się nie posprząta. Książka porównując małżeństwo do partnerstwa w biznesie, uczy jak wypracować między sobą pewien system minimalizujący konflikty i maksymalizujący korzyści ze wspólnego życia. Autorki w bardzo błyskotliwy i zabawny sposób przekładają najbardziej znane zasady ekonomii na codzienne życie. Ochota na seks jako krzywa podaży i popytu? Przejrzystość rynku, a problemy z komunikacją? Teoria przewagi komparatywnej jako środek na idealny podział obowiązków? Na pierwszy rzut oka może brzmieć to dziwnie, a jednak im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym większego sensu to nabierało.

19

Ponieważ ukończyłam finanse i rachunkowość, a moja obecna praca też jest w pewnym sensie związana z finansami, książkę czytało mi się idealnie. Bynajmniej nie dlatego, że kocham ekonomię – wręcz przeciwnie, moje pierwsze zetknięcie się z ekonomią i matematyką na studiach przypominało czołowe zderzenie z tramwajem (do dziś mam koszmary, śni mi się po nocach niejaki Pan K., pusta tablica, kilometrowe ściągi i kolejne dwóje w indeksie). Mimo tego, że poradnik jest naszpikowany naukową terminologią, po raz pierwszy przeczytałam książkę o takiej tematyce Z ZAINTERESOWANIEM I ROZBAWIENIAM (cud!) i przekonałam się, że te wszystkie dziwne tabelki i wykresy faktycznie mogą się do czegoś przydać w życiu. Jeśli twoja wiedza o funkcjonowaniu gospodarki i prowadzeniu biznesu ogranicza się do wiadomości w TV, nic nie szkodzi – autorki tłumaczą wszystkie pojęcia od podstaw i podają bardzo wiele konkretnych przykładów, tak że na pewno nikt nie będzie miał problemów ze zrozumieniem czegokolwiek, a jeszcze lepiej – można się wiele dowiedzieć i nauczyć.

Jedna uwaga – książkę należy traktować z lekkim przymrużeniem oka i wybierać z niej po prostu to, co może dla nas w danej chwili okazać się pomocne. Matematyka wielką nauką jest i z wybitnymi ekonomistami nie wypada się spierać, ale „są rzeczy na niebie i ziemi o których filozofom się nie śniło”, przy których wszystkie twierdzenia i wzory świata polegają. Tak, chodzi mi o miłość.