„PRAKTYKANT” – ABSURD I PRZESŁANIE

Jako mama nauczyłam się, że nie ma sensu siedzieć do późna w nocy – lepiej położyć się wcześniej i spać, póki można. „Praktykant” w reżyserii Nancy Meyers sprawił, że musiałam nagiąć tę zasadę. Chociaż oczy mi się zamykały i zakończenie dość łatwo dało się przewidzieć, obejrzałam do końca. Warto było, nawet za cenę ziewania następnego dnia, i dlatego też chciałbym się podzielić z Wami swoimi wrażeniami.

Robert De Niro tym razem wciela się w rolę Bena, eleganckiego staruszka, który po śmierci żony nie ma pojęcia co zrobić z nadmiarem wolnego czasu. Jest człowiekiem czynu, nie boi się wyzwań, chce wciąż czuć się potrzebny. Postanawia wziąć udział w programie dla seniorów w popularnym internetowym start-upie odzieżowym. Mimo swojego wieku i braku kwalifikacji, radzi sobie całkiem nieźle; szybko dogaduje się z nowymi kolegami (którzy mogliby być jego wnukami), zajmuje się drobnymi pracami porządkowymi, a przede wszystkim bacznie obserwuje co się dzieje wewnątrz firmy. Niestety dla jej założycielki Jules (w tej roli świetna Anne Hathaway) jest tylko kulą u nogi. Nie wie, jakie zadania mogłaby przydzielić emerytowi, nie ma czasu ani chęci na tłumaczenie mu zawiłości rynku e-commerce. Na swoje szczęście szybko się przekonuje, że Ben może jej zaoferować znacznie więcej niż początkowo sądziła. Wsparcie, przyjaźń, rada od człowieka, który przeżył już niejedno… te elementy sprawiają, że Jules odzyskuje nieco nadwątloną wiarę we własne możliwości i walczy o swoje marzenie w momencie kryzysu. Ben i Jules tworzą dziwaczny duet, ale nie da się zaprzeczyć – oboje wyciągają z tego korzyści, uczą się od siebie nawzajem.

W tytule wpisu użyłam słowa „absurd”. No bo przyznajcie sami – kto dziś przyjmuje na staż emerytów? Takich „kwiatków”, niezbyt realnych sytuacji, jeszcze trochę by się znalazło. Jeśli jednak od razu przyjmiemy, że film jest nieco przerysowany i wyidealizowany, to gwarantuję, że seans będzie niezłą rozrywką. I uwaga: mądrą rozrywką. Ben został tutaj ukazany jako przedstawiciel starszego pokolenia – szarmanckich, opiekuńczych panów o nienagannych manierach. Wiadomo, że dobre maniery to nie tyle kwestia wieku, co raczej charakteru i wychowania, ale w tym wypadku zestawienie dżentelmena starej daty ze zgrają nieodpowiedzialnych „wiecznych chłopców”, w dodatku zamkniętych w świecie Internetu, wypada na korzyść tego pierwszego. Spodobała mi się również postać Jules, młodej businesswoman. Niby twarda babka, ze sprecyzowanymi celami, ambicją… a przy tym taka ludzka, popełniająca błędy, przyznająca się do słabości. Staje przed trudnymi wyborami, wyraźnie nie radzi sobie z zachowywaniem równowagi pomiędzy pracą, a życiem osobistym. Któż z nas tego nie zna? Dzięki „Praktykantowi” mamy okazję razem z bohaterką zastanowić się nad tym, co jest dla nas naprawdę ważne. Docenić wsparcie bliskich, którzy kibicują nam i pomagają. I jeszcze przypomnieć sobie, co oznaczają pojęcia „dżentelmen” oraz „dama”…

„Praktykant” to komedia, która zawiera dokładnie taki rodzaj humoru, jak lubię najbardziej. Oglądając pewnie nie będziecie śmiać się do rozpuku, za to od czasu do czasu uśmiechniecie się delikatnie i zrobi się Wam cieplej na serduchu. Bo taki właśnie jest ten film: ciepły, optymistyczny, pełen pozytywnej energii. Może przewidywalny i trochę naciągany, ale przez to też uroczy, zupełnie jak taka współczesna bajka. Meyers w imieniu dzisiejszych, zapracowanych kobiet szuka złotego środka: chcemy rycerzy w lśniących zbrojach, a jednocześnie chcemy być niezależnymi księżniczkami. Pokazuje świat, w którym każdy jest zabiegany, skoncentrowany na sukcesie, wpatrzony w ekran smartfona/laptopa/tabletu i… obok stawia tradycyjne wartości, ponadczasową kulturę. Musicie przyznać, że to intrygująca mieszanka, obok której nie da się przejść obojętnie.


A Wy co ostatnio oglądaliście? Polecicie coś?