„DEADLINE NA SZCZĘŚCIE” – ZAPOWIEDŹ!

To już. Po długich miesiącach chodzenia z głową w chmurach, łapania każdej wolnej chwili na pisanie, wprowadzania poprawek, oczekiwania na odpowiedź wydawnictwa, ustalania ostatnich szczegółów i czekania, czekania, czekania… to już. Już! 22 stycznia będzie miała miejsce premiera mojej drugiej powieści pt. „Deadline na szczęście”. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo jestem podekscytowana 🙂

W końcu mogę zdradzić Wam odrobinę więcej. Na początek – opis z okładki:Teraz muszę się do czegoś przyznać. Z jednej strony nie mogę się doczekać aż poznam Wasze wrażenia po lekturze, a z drugiej – boję się. Boję się jak diabli, bo tak często czytam w przeróżnych recenzjach: „książka mi się nie podobała, bo nie polubiłam/em głównego bohatera/ki”. No cóż, nie będę ściemniać – Ewę trudno polubić, a już na pewno nie życzyłabym nikomu takiej szefowej. Mimo to mam do Was prośbę: dajcie jej szansę, nie skreślajcie Ewy od razu. Jeśli uda się Wam zrobić okienko (choćby takie maleńkie) w tym przerażającym murze, który Ewa zbudowała wokół siebie, to w środku zobaczycie… nie powiem co 😉 ale z całą pewnością warto podrążyć.

Za to dam sobie rękę uciąć, że od razu zapałacie sympatią do Julki. Pisząc fragmenty z udziałem tej dziewczynki, sama nieźle się ubawiłam 🙂 Ponadto Browar i Hubert narobią takiego zamieszania, że nie będzie czasu na nudę. Dobrze, że nad wszystkim czuwa Jacek, bez niego (i jego poczucia humoru) pewnie wszystko ogarnąłby totalny chaos. Tymczasem Magda może stać się dla Was inspiracją. Ja osobiście ogromnie ją podziwiam – to co innych by załamało, dla niej stało się źródłem siły. Na Sebastiana natomiast radziłabym uważać (Panie), a tym bardziej na Paulinę (Panowie). Nie dajcie sobie zawrócić w głowie, to się może źle skończyć! I jeszcze jedno: warto być otwartym na nowe znajomości, bo zupełnie niespodziewanie można zyskać bratnią duszę, taką Anitę chociażby…. A jeśli macie ochotę zrobić sobie małe wakacje, koniecznie zarezerwujcie pokój u pani Janiny. Wiecie, ten żółty, z widokiem… i koniecznie zamówcie knedle z truskawkami, palce lizać!

Gdybym musiała jednym słowem opisać o czym jest „Deadline na szczęście”, powiedziałabym: o odkrywaniu.

Wyobraźmy sobie, że mamy jasno określone cele i każdego dnia staramy się konsekwentnie je realizować. Na horyzoncie wciąż pojawiają się kolejne wyzwania, gwarantowane sukcesy. Mamy ciekawe, intensywne, ale poukładane życie i nie brakuje nam absolutnie niczego. Wydaje się – jest dobrze, wręcz idealnie. Aż tu nagle trrraachhhh! I wszystko się sypie. Ale nie ma tego złego… bo przecież i z największej katastrofy może wyniknąć coś dobrego. Pewnie nawet potrzeba takiego wstrząsu, by na chwilę zwolnić, co nieco zmienić, przeorganizować, pomyśleć. I samodzielnie, a czasem z pomocą życzliwych osób – odkrywać. Odkrywać to, co już się pokryło grubą warstwą kurzu, co schowane tam głęboko, o istnieniu czego może nawet się nie wiedziało… Odkrywać, to co najcenniejsze.

Historia jest w całości fikcyjna. Choć sama pracuję w korporacji i dobrze znam biurową rzeczywistość, to miejsce pracy Ewy powstało tylko w mojej głowie – nie doszukujcie się podobieństw 😉 Również bohaterowie nie mają swoich „bliźniaków” w prawdziwym świecie. A nie, przepraszam – Browar i Hubert istnieli naprawdę. To moi przyjaciele z dzieciństwa, których wspominam z ogromnym uśmiechem 🙂

Zawsze będę miała wielki sentyment do „Bursztynowego Anioła”, bo właśnie od tej historii zaczęła się moja przygodna z pisaniem. Ale tak zupełnie szczerze i nieskromnie: to „Deadline na szczęście” jest książką, z której jestem naprawdę dumna. Przemyślana, spójna i z przesłaniem, które i dla mnie jest bardzo ważne. Mam ogromną nadzieję, że czas który poświęcicie na czytanie, będzie czasem dobrze wykorzystanym. Chciałabym, żebyście tak samo jak ja podczas pisania śmiali się i wzruszali, ale też razem z Ewą odpowiedzieli sobie na kilka pytań. Trudnych pytań – nie ma co ukrywać, ale bez odpowiedzi na nie ani rusz. Żeby deadline Was nie zaskoczył… 🙂

Oficjalna premiera książki będzie miała miejsce 22 stycznia, ale już teraz możecie zamówić ją w Empiku. A kto ma ochotę wypić ze mną kawę i nabyć egzemplarz z autografem, tego zapraszam serdecznie na spotkanie autorskie 27 stycznia w Katowicach. Szczegóły tutaj: KLIK.

W tym miejscu chciałabym podziękować:

– Wydawnictwu Zysk i S-ka – za miłą i profesjonalną współpracę;

– Mojej Rodzinie – za wsparcie i pomoc w opiece nad Synkiem, gdy ja stukałam w klawiaturę;

Darii, Karolinie i Pameli – za patronat i piękne rekomendacje;

– Wszystkim Czytelnikom, którzy tak ciepło przyjęli „Bursztynowego Anioła”. To właśnie Wasze przychylne słowa były dla mnie motywacją do dalszego pisania!

To tyle ode mnie. Teraz Wasza kolej – nie zapomnijcie podzielić się wrażeniami po lekturze!