Niektórzy z Was już pewnie wiedzą, że nie jestem zbyt wielką fanką gotowania. To znaczy: lubię jeść dobre rzeczy, ale nie lubię stać przy garach – szkoda mi czasu na to. To jest powód, dla którego sięgam tylko po przepisy łatwe i szybkie w przygotowaniu. Tym samym minimalizuję również ryzyko spieprzenia czegoś i niepotrzebnych nerwów 😀
Z takim moim podejściem, kupowanie książek kucharskich wydaje się być bez sensu, ponieważ z książki wykorzystałabym pewnie maksymalnie kilka przepisów, jeśli w ogóle (chyba, że znacie jakieś książki z samymi łatwymi i szybkimi przepisami?). Zwykle szukam gotowych pomysłów i inspiracji w Internecie. Nie mam ulubionych blogów kulinarnych, po prostu wpisuję w google coś w stylu: „ciasteczka owsiane” i patrzę gdzie mnie to zaprowadzi. A tak najbardziej, to lubię gotować z Mamą, zwłaszcza gdy robię jakieś danie po raz pierwszy w życiu. Mama pokazuje, tłumaczy i ratuje, gdy coś idzie nie tak 🙂 w ten sposób powstało m.in. tiramisu czy domowa pizza. Gdy nie mam takiej możliwości i robię coś zupełnie sama, to zwykle zanim zacznę konsultuję się z Mamą przez telefon.
No dobra, nie mam książek, nie mam ulubionych blogów, nie mam wprawy, to gdzie trzymam przepisy? Problem polega na tym, że wszędzie. Te znalezione w Internecie są gdzieś w zakładce „ulubione”, czasami wydrukowane. Te od Mamy zapisane na przeróżnych luźnych karteczkach, które notorycznie gubię i dzwonię po raz kolejny, bo za nic nie pamiętam, ile składników potrzebuję na zwykłe racuchy z jabłkami. Fakt, że już niedługo będę mogła zacząć testować moją nową kuchnię, jest dla mnie motywacją do zrobienia z tym porządku. I tu wchodzi przepiśnik, który dostałam na urodziny.
Co odróżnia przepiśnik od zwykłego notesu? Przede wszystkim fajna forma. Na zdjęciu u góry wpisu możecie zobaczyć, jak wygląda z zewnątrz, mnie podoba się to zapięcie na gumeczkę. Ja mam wzór „podróżnik”, czyli taki, który umożliwia podzielenie przepisów według kuchni świata (włoska, azjatycka, etc.), ale widziałam też inne wzory, np. „fit” dla miłośniczek zdrowego stylu życia.
Co mamy w środku: przekładki tematyczne, arkusz z naklejkami, kieszonkę na luźne zapiski.
Doświadczone kucharki pewnie nie mają problemu z oceną ilości składników „na oko”, dla mnie jednak większość przepisów brzmi tak: „do kociołka wrzucamy muchy siatkoskrzydłe, wywar mieszamy codziennie przez 3 tygodnie, dodajemy ślaz (najlepiej zerwany w pełni księżyca) oraz rdest ptasi. Następnie skórkę Boomslanga, sproszkowany róg Dwurożca wrzucamy do kotła i gotujemy eliksir kolejny dzień.” Żartuję, ale nie da się ukryć, że tabelki z najbardziej popularnymi składnikami i podpowiedzi jak przeliczyć je na łyżki czy szklanki są bardzo pomocne.
Co jeszcze? Kilkanaście przepisów z popularnych blogów i… kilkaset pustych stron na własne pomysły.
Jeśli podoba się Wam mój przepiśnik, to podobne możecie kupić np. tutaj. Z tego co kojarzę kiedyś były takie w Biedronce i w Empiku, ale nie dam sobie głowy uciąć, czy jeszcze są dostępne. Podpowiadam, że to fajny pomysł na prezent 🙂
Koniecznie podzielcie się w komentarzach, gdzie Wy szukacie przepisów i jakie są Wasze sposoby na ich przechowywanie!