Gdy siedem lat temu (kiedy to zleciało?!) przyjechałam do Krakowa na studia, miałam ze sobą jakieś dwie duże torby. Ot, trochę ciuchów, kosmetyki, pościel, ręczniki, książki, ulubiony kubek, laptop. Gdy dwa lata później zmieniałam wynajmowane mieszkanie, moje rzeczy zajmowały już cały (duży) bagażnik. Gdy jakiś czas później podjęliśmy z wtedy przyszłym Mężem decyzję o wspólnym zamieszkaniu, samochód wypakowany był po sam dach. A gdy rok temu przeprowadzaliśmy się do naszego nowego mieszkania, trzeba było zrobić kilka kursów samochodem. Raczej nie mam w zwyczaju szaleć na zakupach, wiec tym bardziej nie mam pojęcia skąd się to wszystko wzięło. Można by pomyśleć, że przeprowadzka to dobra okazja do pozbycia się zbędnych rzeczy. Łatwo jednak powiedzieć, gorzej wykonać… większość rupieci nadal straszy, upchnięta gdzieś po szufladach i szafkach. Gdy więc nadarzyła się okazja, aby zapoznać się z książką, która może pomóc mi rozprawić się z tym bałaganem raz na zawsze, nie wahałam się ani chwili.
Francine Jay, blogerka (missminimalist.com) i autorka książki „Minimalizm daje radość”, jest pionierką ruchu minimalizmu. Założenia jej niezwykle efektywnej metody STREAMLINE pomogły wielu „ubezwłasnowolnionym” przez rzeczy i były szeroko prezentowane w mediach. Książka „Minimalizm daje radość” jest kwintesencją tego, jak funkcjonować w konsumpcyjnym społeczeństwie i nie dać się omamić wszechobecnym komunikatom pt. „musisz to mieć!”. Została ona w bardzo przemyślany sposób podzielona na rozdziały, dzięki czemu stanowi spójną całość (zauważcie, że nawet projekt okładki wpisuje się w trend!). Na początku autorka tłumaczy główne założenia minimalizmu oraz to, jaką rolę przedmioty odgrywają w naszym życiu. Dzięki temu przekonałam się, że minimalizm to nie tyle posiadanie jak najmniejszej ilości rzeczy (jak błędnie zakładałam), a raczej „mądre” posiadanie – to czego aktualnie potrzebujemy zależy przecież od naszego wieku, stylu życia, poczucia estetyki, tego, czy posiadamy rodzinę czy mieszkamy samotnie. Następnie przedstawione zostały proste zasady, w jaki sposób pozbyć się wszystkiego, co nie stanowi dla nas żadnej wartości, a jedynie zagraca naszą przestrzeń. Mnie szczególnie przypadła do gustu zasada „jeden za jeden”, która mówi, że nabywając jedną rzecz, powinniśmy równocześnie pozbyć się innej, podobnej, która nie nadaje się już do użytku/nie jest zgodna z naszym aktualnym stylem. W kolejnych rozdziałach Francine omawia w jaki sposób zabrać się za porządkowanie poszczególnych pomieszczeń z uwzględnieniem ich funkcji (salon, sypialnia, kuchnia, łazienka, garaż), osobno koncentrując się na zawartości szafy z ubraniami czy miejscu do pracy. Zwraca uwagę na coś oczywistego, o czym jednak często zapominamy: dom powinien być naszym azylem, miejscem, w którym tworzymy bądź odpoczywamy, a nie składowiskiem niepotrzebnych szpargałów. Daje mnóstwo dobrych rad, w jaki sposób zachęcić członków rodziny do wspólnego dbania o porządek. Autorka pokazuje również, jak nasze konsumenckie decyzje wpływają m.in. na środowisko oraz jakość życia przyszłych pokoleń.
„Musimy pamiętać, że nasze wspomnienia, marzenia i ambicje nie zawierają się w martwych przedmiotach, a w nas samych. Nie jesteśmy tym, co posiadamy, a tym, co robimy, co myślimy i kogo kochamy.”
Książka napisana jest prostym, potocznym językiem, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko. Spodobały mi się jasne, trafne porównania (np. porównanie wprowadzania minimalizmu do rozpoczęcia diety odchudzającej – gwałtowny „zryw” nie ma sensu, jeśli na stałe nie zmienimy pewnych nawyków, w przeciwnym razie nie unikniemy efektu „jo-jo”). Właściwie jedyną rzeczą do jakiej mogłabym się przyczepić, są powtórzenia; autorka czasami kilka razy wspomina o jednej zasadzie… choć być może jest to zamierzony zabieg, mający na celu utrwalenie czytelnikowi tych zasad.
Dla kogo jest ta książka? Osoby, które podchodzą do zakupów w rozważny sposób i nie mają problemu z utrzymywaniem porządku na co dzień, raczej nie znajdą w niej nic odkrywczego. Z całą pewnością przyda się jednak wszystkim, którzy chcieliby zmienić swoje zakupowe nawyki i uporządkować przestrzeń wokół siebie, a brakuje im motywacji i pomysłu jak w ogóle się za to zabrać. Mnie zmotywowała 🙂 Książka pozwoliła mi również z pewnym dystansem spojrzeć na rzeczy, które mnie otaczają. Dzięki niej umocniłam się w przekonaniu, że nie liczy się to, co i ile posiadamy, a to, jakimi jesteśmy ludźmi. Ponadto uwalniając się od nadmiaru przedmiotów, zyskujemy coś znacznie cenniejszego: energię i czas dla bliskich, miejsce na wspólne działania, pieniądze które możemy przeznaczyć na swoje hobby, czystą przestrzeń do pracy sprzyjającą kreatywnemu myśleniu… i wiele, wiele więcej.
Premiera już 27 kwietnia!
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Business & Culture oraz Wydawnictwu MUZA SA.
Ciekawa jestem, jakie jest Wasze podejście do minimalizmu. Staracie się na bieżąco oczyszczać swoją przestrzeń z niepotrzebnych przedmiotów, a wszystkie zakupy robicie „z głową”? Czy może nie przywiązujecie do tego większej wagi? Zapraszam do dyskusji!