Inspiracja nie przychodzi do mnie wtedy, gdy zasiadam przy idealnie wysprzątanym biurku, wyposażona w modne notatniki i kolorowe pisaki. Nie zauważę jej wypisując na kartce setki różnych haseł, niby ciekawych, a jednak wymyślanych jakby na siłę. Nie ma jej, gdy goniona terminami gorączkowo poszukuję świeżego pomysłu i w desperacji zaglądam na pierwszy, trzeci, dziesiąty blog. Nie kryje się za słowami piosenek, pięknymi zdjęciami z Pinteresta, nie ma jej nawet w ulubionych książkach.
Inspiracja przychodzi do mnie niespodziewanie. Często w trakcie wykonywania rutynowych czynności – tych, które są znane, oswojone, moje, może nawet trochę nudne. Pojawia się w trakcie robienia tego, co wywołuje uśmiech na mojej twarzy, a czasem wręcz przeciwnie – jest źródłem niepokoju. Przychodzi w trakcie sięgania po więcej, intensywniej, odważniej. Bo inspiracja tak naprawdę jest we mnie. Wierzę, że każdy nosi w swoim sercu jakiś skarb; jedyną w swoim rodzaju kombinację talentu, wiedzy, doświadczenia, uczuć, wartości. I właśnie tam powinien szukać odpowiedzi na pytanie: czym mogę podzielić się ze światem? Co umiem i chcę opowiedzieć?
„Zacznij od tego, co znasz, a potem wymyśl to na nowo. Sztuka to magia bez dwóch zdań, ale źródłem wszystkich dzieł sztuki, nawet tych najbardziej dziwacznych, jest szara codzienność”.
Stephen King – Ręka mistrza
Czytałam kolejną recenzję mojej debiutanckiej powieści – „Bursztynowego Anioła”, jak zwykle z pewnym dreszczykiem i głośnym westchnieniem ulgi, gdy szczęśliwie dotarłam do końca 😉 Wtedy właśnie pojawiła się ta myśl: jestem w ciekawym położeniu. Z jednej strony współpracuję z wydawnictwami i dzielę się swoimi opiniami na temat książek na blogu, a z drugiej sama jestem pisarką, której zależy na dobrej promocji książki i z zapartym tchem śledzę wszystkie wzmianki o niej w sieci. Mogłabym o tym napisać…
A może pójść jeszcze jeden krok dalej? Na blogach książkowych można znaleźć mnóstwo wpisów na temat tego, jak rozpocząć współpracę recenzencką z wydawnictwem i jakie płyną z niej korzyści. Jednak jeszcze częściej blogerzy wylewają swoje żale: książka jako zapłata za co najmniej kilka godzin wytężonej pracy, oburzeni autorzy nie potrafiący radzić sobie z krytyką, wydawnictwa ignorujące wiadomości. A gdyby tak wysłuchać każdej ze stron? Tak, to było to! Już wiedziałam: chcę napisać tekst, który dawałby rzetelny obraz tego, jak wygląda współpraca recenzencka, ze wszystkimi jej jasnymi i ciemnymi stronami.
Bałam się, że to zadanie mnie przerośnie. Przecież nie pisałam tylko na podstawie własnych doświadczeń – potrzebowałam opinii co najmniej kilkudziesięciu osób i nie wiedziałam, czy uda mi się je uzyskać. Bałam się, że później nie poradzę sobie ze złożeniem ich w sensowną całość. Bałam się, że coś pokręcę, kogoś urażę, nie będę potrafiła pozostać obiektywną. Skoro jednak powiedziałam A i podzieliłam się swoim pomysłem z koleżankami redaktorkami, to należało powiedzieć również B. Nie było łatwo, ale… udało się!
Kilka słów o tym, wyglądało zbieranie materiałów: stworzyłam ankietę dla blogerów książkowych, którą wypełniły aż 132 osoby. Największą i najmilszą niespodzianką było dla mnie to, że respondenci bardzo chętnie odpowiadali na pytanie otwarte – ich wypowiedzi stały się dla mnie prawdziwą kopalnią wiedzy. Niestety, znacznie trudniej było poznać opinie wydawców. Niektórzy odpowiadali uprzejmie i wyczerpująco, inni pisali krótko i jakby „na odczepnego”, pozostali obiecywali wypowiedzieć się później i w tym miejscu kontakt się urywał. Podobnie autorzy – jedni okazali się serdeczni i rzeczowi, inni zupełnie zignorowali moją prośbę. Ale to, co miałam, wystarczyło. Pisałam na temat, który mnie interesuje, a studia i praca wymagająca wnikliwej analizy danych pomogły w opracowaniu wyników ankiety. Dzięki Ewie powstało coś jeszcze, dzięki czemu całość zyskała na atrakcyjności. Ale teraz nie zdradzę co to, niespodzianka!
Mój tekst o kulisach współpracy recenzenckiej został wybrany na artykuł numeru czasopisma Blogostrefa. To dla mnie wielkie wyróżnienie i powód do radości! Wiem, że sporo nauki jeszcze przede mną, ale nie skłamię gdy napiszę, że pracując nad tym jednym tekstem nauczyłam się więcej, niż przez pół roku studiów. A czego się nauczyłam? Przede wszystkim determinacji w dążeniu do celu, nawiązywania kontaktów, konstruowania wiadomości tak, aby zainteresować odbiorcę i skłonić go do przesłania potrzebnych informacji. Doceniłam przy tym pracę redaktorów i dziennikarzy – wierzcie mi, za tekstami, które czytacie w kilka-kilkanaście minut mogą kryć się długie godziny mozolnej pracy. Oczywiście poza współpracą recenzencką, pracowałam jeszcze nad kilkoma innymi artykułami, ale póki co niech ich tematyka pozostanie tajemnicą 😉 Praca jako redaktorka czasopisma jest dla mnie ogromnym wyzwaniem, ale też potwierdzeniem tego, co wiem już od jakiegoś czasu: chcę pisać i się w tym rozwijać. Chcę dzielić się tym, co jest mi bliskie.
Premiera Blogostrefy, pierwszego polskiego czasopisma dla blogerów, zbliża się wielkimi krokami. Dwa miesiące temu był pomysł, a dziś mamy kilkadziesiąt artykułów, całe mnóstwo zdjęć, stronę w budowie i chyba najważniejsze: piękne znajomości, które nareszcie mogłyśmy przenieść z sieci do realu. Kasia, Ola, Kasia, Dagmara i Marzena to bardzo ciepłe i pozytywne osoby, z którymi rewelacyjnie się współpracuje. Nasze spotkanie w Warszawie utwierdziło mnie w przekonaniu, że decyzja o przyjęciu propozycji dołączenia do tego wyjątkowego zespołu, była jedną z najlepszych w moim życiu. Powyższe fotki powstały właśnie podczas tego spotkania – za obiektywem stanęła Magdalena Mizera, uśmiechnięta i profesjonalna, dzięki czemu zdjęcia szły bardzo sprawnie i w luźnej atmosferze. Wszystko udało się tak, jak sobie zaplanowałyśmy, nawet pogoda dostosowała się do naszych potrzeb. Starczyło nam jeszcze czasu, żeby napić się pysznej lemoniady lub kawy i po prostu pogadać. A było o czym… uwierzycie, że w pierwszym numerze będzie aż 12 stref tematycznych, opracowanych przez 22 blogerów? Z czystym sumieniem mogę napisać, że wszystkie treści są na najwyższym poziomie i na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Nad całością prac czuwa niezastąpiona Kasia, którą z dnia na dzień podziwiam coraz bardziej – konkretna, świetnie zorganizowana i potrafiąca dostrzec potencjał w swoich współpracownikach, jest po prostu urodzoną liderką. Na ma siły – Blogostrefa musi odnieść sukces!
Ja już nie mogę się doczekać premiery. A Wy?
PS. Zachęcam do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie. Tam przedstawiamy sylwetki blogerów którzy z nami współpracują, dyskutujemy, urządzamy konkursy… dzieje się!