Jaka jest moja reakcja, gdy umawiam się z kimś na spotkanie, a ta osoba niesamowicie się spóźnia i jeszcze jako wymówkę podaje całkowicie błahy powód („a wiesz, jakoś tak nie mogłam się zebrać”)? Powiem Wam jaka jest reakcja: złość! Nie dość, że tak ciężko było mi wygospodarować tą chwilę, to jeszcze ktoś zupełnie tego mojego czasu nie szanuje. W takiej sytuacji po prostu nie da się nie zdenerwować, no i chyba nikt nie lubi czekać. Ale ok, było-minęło, kilka brzydkich słów rzuconych pod nosem, a później moment refleksji. W końcu z każdej niemiłej sytuacji można wyciągnąć jakieś wnioski 😉 Pierwsze pytanie ode mnie do mnie: czy ja sama ten swój czas szanuję? I czy to faktycznie prawda, że mam go tak mało?
Praca na etacie + dojazdy w obie strony = codziennie 10 godzin poza mieszkaniem, a gdy trafiają się nadgodziny to nawet 12 i więcej. Blogowanie, zajmowanie się sklepem MATABA i przygotowania do zbliżającej się wielkimi krokami przeprowadzki do nowego mieszkania. Do niedawna również studia zaoczne i pisanie magisterki (uff, dobrze, że chociaż to już z głowy…). I to, co każdy z nas robić musi: jedzenie, spanie, sprzątanie… dużo? Moim zdaniem całkiem sporo, a na pewno wystarczająco, żeby mieć każdy dzień wypełniony od rana do wieczora. Ale… czy ja naprawdę nie mam czasu?
Po dłuższym zastanowieniu, zgadnijcie co sobie uświadomiłam: przecież ja mam czas. Mam go dokładnie tyle samo, co każdy inny człowiek. Codziennie dostaję w prezencie równie 24 godziny i to ode mnie zależy, jak je wykorzystam. Czas to kwestia wyboru. Sama wybrałam tryb życia, jaki prowadzę. Wszystkie opisane wyżej aktywności jakimi się zajmuję są dla mnie ważne i na nie mam czas. Czas, o którym nie mogę powiedzieć, że jest zmarnowany – wykorzystuję go tak, jak chcę.
„Wszystko co nie jest świadomym poświęceniem się rzeczom ważnym, jest nieświadomym poświęceniem się rzeczom nieważnym”
R. Covey
No dobra, ale poza pracą czy blogowaniem, jest jeszcze tyle innych rzeczy, które odkładam na później właśnie dlatego, że „nie mam czasu”. Rzeczy, na których również bardzo mi zależy! Postanowiłam sobie je wypisać i bliżej się im przyjrzeć:
- spotkania i utrzymywanie kontaktu z przyjaciółmi – tyle świetnych relacji ostatnio mi się jakoś zakurzyło… i żal mi jak cholera gdy po raz kolejny dostaję zaproszenie na domówkę i odpisuję, że „wrócę dziś z pracy późno, to i to mam jeszcze do zrobienia, jutro muszę wstać wcześnie, to może innym razem”,
- blogowanie – owszem, wpisy pojawiają się regularnie, jednak często brakuje mi czasu na zagłębienie jakiegoś tematu, chciałabym również, żeby pojawiało się tutaj więcej zdjęć zrobionych przeze mnie,
- malowanie – póki co brakowało mi odwagi, żeby pokazać Wam na łamach bloga moje „dzieła”, może kiedyś się pojawią 😉 w każdym razie, kocham zapach farby, te spokojne chwile gdy zamknięta w pokoju mogę się wyciszyć i po prostu tworzyć. Nie pamiętam kiedy ostatnio to robiłam… poza tęsknotą za tym co tak lubię, mam ciągle to poczucie marnowanego talentu,
- ruch jako element dbania o siebie – kto czytał o moich zmianach na zdrowie, ten wie, że próbowałam. I co? Na regularne ćwiczenia ciągle brakuje mi czasu i siły. A zajęcia belly dance? Przerwane i nieodżałowane, głównie przez ten paskudny brak czasu,
- czytanie – kocham czytać i na to zawsze czasu będzie mi mało 😉
I jeszcze pewnie kilka punktów by się znalazło. Po przeanalizowaniu tej listy, doszłam do tego samego wniosku, o którym pisałam wcześniej: czas jest kwestią wyboru. Tylko ode mnie zależy na co go przeznaczę – to jest sprawa priorytetów. To, że nie mam czasu na jakąś aktywność oznacza, że poświęciłam go na coś innego; pytanie tylko, która z tych dwóch rzeczy jest ważniejsza. Praca, która daje satysfakcję (lub nie), relacje z ludźmi na których mi zależy (lub nie), pasje i hobby, które rozwijam (lub nie). Ok, a jak to może wyglądać w praktyce?
Pomiędzy powrotem z pracy, a przygotowaniem kolacji mam – powiedzmy – pól godziny. To mój wybór, czy będę w tym czasie bezmyślnie scrollowała facebooka, czy napiszę długiego maila do dawno niewidzianej koleżanki. Gdy wracam autobusem do mieszkania, to ode mnie zależy, czy będę liczyła samochody w niekończącym się korku, czy przeczytam choćby kilka stron wartościowej książki. To ode mnie zależy, czy rozpiszę sobie listę rzeczy do zrobienia na ten tydzień i będę trzymała się planu, czy w myśl zasady „co masz zrobić dziś, zrób pojutrze – będziesz miał 2 dni wolnego” odłożę wszystko na później żeby pooglądać sobie śmieszne zwierzaki na youtube i przez to w weekend faktycznie zabraknie mi czasu na spotkanie ze znajomymi. To ode mnie zależy, czy będę narzekała na swoją pracę, sąsiadów, wygląd, zdrowie, czy może – ruszę tyłek i cokolwiek w swoim życiu zmienię. I dzięki tym zmianom, będę miała poczucie czasu wykorzystanego w sposób wartościowy. A pisząc „wartościowy”, bynajmniej nie chodzi mi o robienie więcej rzeczy w krótszym czasie; chodzi o robienie właściwych rzeczy. I tak, zaliczę do nich również odpoczywanie, bo przecież każdy z nas, dla własnego komfortu psychicznego i fizycznego, potrzebuje chwili na złapanie oddechu.
Człowiek wmówił sobie, że ma za krótkie życie, w związku z czym zwykł się tłumaczyć ustawicznym brakiem czasu. Tylko, powiedzmy, gdyby żył dwa razy dłużej, miałby go więcej? Wątpię. Jeśliby komuś udało się skonstruować zegar, który odmierzałby człowiekowi czas zmarnowany, pusty, i czas pełny, poświęcony jakiemuś pożytkowi, choćby własnemu, okazałoby się, że większość życia zmarnował. Więc może i tak życie dane jest nam w nadmiarze.
Wiesław Myśliwski
Zadanie domowe dla Was: czy to, co robicie ze swoim czasem, faktycznie jest dla Was w życiu najistotniejsze? Odpowiedzcie sobie na to pytanie, jeśli chcecie to w komentarzu, a najważniejsze – we własnym sercu. Pamiętajcie: życie mamy tylko jedno, a doba się nie wydłuży.