DZIECIĘCE MARZENIA VS RZECZYWISTOŚĆ

Dawno, dawno temu chciałam być weterynarzem. Jednak okrutni dorośli uświadomili mnie, że to nie oznacza tylko leczenia kotków i piesków, ale też większych zwierzątek, jak np. krowy. I że czasami trzeba takie zwierzątko pokroić, pozszywać, a nawet uśpić. Chyba by mi serce pękło.

Chciałam być tancerką. Jako dziecko często puszczałam sobie muzykę i sama do niej podskakiwałam w pokoju. Nie szkodzi, że nie do rytmu, dawało mi to mnóstwo radości. Niestety przy planowaniu kariery słowa „nie do rytmu” okazały się dość istotne.

Chciałam być pisarką. Odkąd  nauczyłam się czytać i pisać, nie rozstawałam się z zeszytem i długopisem. Pisałam krótkie historyjki, opowiadania, sama rysowałam do nich ilustracje. Dorośli mieli niezły ubaw czytając moje twory przy imieninowym stole 🙂 dwa razy, mając zaledwie kilka lat, porwałam się na pisanie książki. Pierwsza była o Kasi i Tomku, rodzeństwie które uciekło z domu i zostało porwane przez korsarzy. A druga była całkiem niezłym skrzyżowaniem „Niekończącej się historii” i „Władcy pierścieni”. Królestwo za odnalezienie tych zeszytów…

Chciałam być malarką i ten pomysł towarzyszył mi przez lata. Malowałam i rysowałam odkąd pamiętam, próbowałam różnych technik, a najpiękniejsze wspomnienia mam z gimnazjalnych spotkań „po godzinach” – z kołem plastycznym. Siedzieliśmy w piątki do oporu, do nocy i malowaliśmy, wycinaliśmy, tworzyliśmy na przeróżne konkursy, w sali która pomalutku, dzięki naszym staraniom zamieniała się w prawdziwą, klimatyczną pracownię. I mieliśmy wspaniałą, mądrą nauczycielkę.

A później, mając lat aż (lub tylko) naście, przyszedł czas na podejmowanie decyzji, które miały okazać się kluczowe dla mojej przyszłości. Trzeba było wybrać profil w liceum, zacząć myśleć o kierunku studiów. Chociaż dorośli zawsze chwalili moje obrazy i zachęcali do malowania, nie traktowali tego na tyle poważnie, aby myśleć o malowaniu jako zawodzie. I ja chyba sama o tym poważnie nie myślałam. Bo jak żyć z samego malowania? Zawsze byłam ambitna, chciałam więcej i więcej. Na krótką chwilę w mojej głowie pojawiła się myśl o stomatologii (bo już jako dziecko nasłuchałam się, że lekarze dobrze zarabiają), którą szybko porzuciłam po pierwszym zetknięciu się z chemią i biologią dotyczącą stricte ludzkiego organizmu. Nie moja bajka. Później był pomysł, aby zostać tłumaczem. Z nauką języków nigdy nie miałam problemu i nawet to lubiłam. Jednak zostałam przekonana, że same języki to dziś za mało, trzeba je znać tak czy inaczej. Padło więc na matematykę, w której nie byłam orłem, ale dawałam sobie radę. To było w pewnym sensie wyzwanie.

Mission completed: matura z matmy i angielskiego zdana, do ukończenia studiów na Uniwersytecie Ekonomicznym i uzyskania tytułu magistra zostało mi już tylko kilka miesięcy, od 1.5 roku pracuję w korporacji, na co dzień mając do czynienia z finansami, matematyką i językiem obcym. Mam konkretne wykształcenie, zawód i pracę, z których jestem w stanie się utrzymać. Czyli dokładnie to, czego chcą dla swoich dzieci rodzice (i bardzo dobrze!). Lubię mieć poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, dlatego gdybym dziś miała możliwość cofnięcia się o te kilka lat wstecz, bardzo prawdopodobne, że wybrałabym tak samo. Tylko, że wracając do domu zmęczona po całym dniu wpatrywania się w Excela, gdzieś tam cichutki głosik wciąż przypomina mi, że ja przecież równie dobrze mogłabym robić cokolwiek bardziej kreatywnego…

Moja definicja marzeń: połączenie pomysłu, który powstaje w głowie i pragnienia prosto z serca. Czasami to pragnienie jest tak silne, że człowiek rzuca wszystko i z determinacją godną podziwu realizuje swoje cele, spełniając się w tym co robi. Jednak nie wszystkim się to udaje, w każdym razie nie tak od razu. Ale coś Wam powiem: marzenia nie umierają. Tylko nasz strach, lenistwo, (nie)zdrowy rozsądek czy sugestie otoczenia spychają marzenia gdzieś na dalszy plan. Bez względu na to jaką ścieżkę kariery obrałeś i czy Twoje zajęcie sprawia Ci satysfakcję – jestem przekonana, że z wielu rzeczy z różnych powodów musiałeś zrezygnować, bądź odłożyć pewne plany na później. Nieważne czy powstały gdy miałeś lat 5 czy 30, one wciąż są w Tobie, pochowane w szufladkach z etykietkami „nie uda się”, „bez sensu”, „nie mam pieniędzy”, „niemożliwe”. Otóż guzik prawda, z odpowiednią motywacją i planem działania wszystko jest możliwe. Zadanie na dziś: zrób porządek w tych szufladkach. Pogrzeb tam głęboko i wyciągnij 1-2 pomysły, które z jakiegoś powodu porzuciłeś. Ja, zakładając bloga i dzieląc się z Tobą moimi przemyśleniami w dzisiejszym wpisie, właśnie realizuję jedno z moich malutkich marzeń, od dawna zamkniętych w szufladce „nie mam czasu”. Teraz czasu mam jeszcze mniej, ale jestem milion razy bardziej szczęśliwa.