Na wielu blogach spotykam się z taką dość obszerną kategorią: „zdrowy styl życia”. Pod nią kryją się najczęściej propozycje diet, pomysły na smaczne i wartościowe przekąski, ćwiczenia, bieganie, zabiegi pielęgnacyjne. Po zastanowieniu doszłam do wniosku, że mój własny styl życia jest na tyle ciekawy, że chyba warto podzielić się z Wami opisem moich sprawdzonych przepisów na zdrowie i może nawet zmotywować Was do jeszcze lepszego dbania o siebie.
No to zaczynamy! Jeśli chcesz, aby Twój „zdrowy styl życia” był podobny do mojego, to:
- Spędzaj w pracy 8-10 godzin dziennie siedząc przed komputerem, a po powrocie do domu zasiądź z laptopem na kolejne 4,
- Cały dzień wciągaj drożdżówki, batoniki, czekoladę i pij hektolitry kawy,
- Po 20:00 zjedz porządny obiad i koniecznie popij go piwem,
- Owoce jedz maksymalnie raz w tygodniu. Bo komu chciałoby się tracić czas na obieranie pomarańczy…
- Nie biegaj, nie ćwicz, nie korzystaj z roweru. Przecież to męczy!
- Twoje ubranie wcale nie musi być wygodne ani adekwatne do pogody. Jeśli trochę zmarzniesz, to nic nie szkodzi – ważne, że jest ładnie,
- Stresuj się ile wlezie i przejmuj wszystkim dookoła. Jeśli Ty się nie będziesz przejmować, to kto?
- Chodź spać najpóźniej jak się da. Spanie jest dla cieniasów.
Jeśli będziesz stosować się do wskazówek powyżej, to masz jak w banku, że:
- Będziesz mieć problemy z cerą, słabe paznokcie, a włosy będą wypadały garściami,
- Nie uda Ci się wyjść po schodach na drugie piętro bez zadyszki,
- Każda wizyta kontrolna u dentysty będzie kończyła się serią tortur,
- Będziesz mieć wieczny katar i cały czas będzie Cię coś bolało. Jeśli się rano obudzisz i stwierdzisz, że nic Cię nie boli, to prawdopodobnie nie żyjesz,
- Będziesz wiecznie zmęczony i ospały,
- Gdy kilka dni przed wymarzonym urlopem przymierzysz strój kąpielowy i spojrzysz w lustro… nie spodoba Ci się to, co zobaczysz.
Shit, jak to brzmi… a najgorsze, że mój „zdrowy tryb życia” od prawie 2 lat tak właśnie wygląda. Miałam pewne obawy przed publikowaniem tego wpisu, ale po dłuższym namyśle stwierdziłam, że czas na zmiany i to dość drastyczne. W przeciwnym wypadku, po prostu się rozlecę… Liczę, że napisanie o tym na blogu i „publiczne” zdeklarowanie się do poprawy niektórych nawyków doda mi motywacji – w końcu za miesiąc czy dwa pasowałoby zrobić relację z postępów 🙂 Każde wsparcie mile widziane!
Moją wymówką do tej pory był chroniczny brak czasu i zmęczenie. Tylko, że są rzeczy ważne i ważniejsze, a do tych ważniejszych przecież powinno należeć zdrowie i dobre samopoczucie. Cóż, specyfiki mojej pracy nie zmienię, jednak wierzę, że z odrobiną woli i motywacji uda mi się choć trochę lepiej zorganizować. Niedługo będę miała z głowy studia – czyli mniej stresu i brak projektów do kończenia po nocach. To naprawdę dobra pora na ogarnięcie samej siebie. A co chcę osiągnąć:
- Nie mam nadwagi (uprzedzając pytania – 168cm wzrostu i 53kg), ale za to mam figurę gruszki. Nie podoba mi się wygląd mojej dolnej partii ciała, dlatego nie obraziłabym się, gdyby jakieś 2kg ubyło mi właśnie tam.
- Mam wrażenie, że niedługo wystąpi u mnie całkowity zanik mięśni. Chciałabym trochę je rozruszać i żeby cała sylwetka nabrała jakiegoś kształtu, trochę się ujędrniła.
- Poprawa wyglądu paznokci, włosów, cery .
- A chyba największe marzenie – mieć więcej energii. Patrząc w lustro, widzę chodzące zombie…
Nie od razu jednak Rzym zbudowano, dlatego postanowiłam na dobry początek wyznaczyć sobie takie malutkie i przede wszystkim realne cele. Od dziś:
- Ograniczam jedzenie słodyczy. Jem ich ZDECYDOWANIE za dużo. Ciacho na deser, po obiedzie, batoniki w pracy, czekolada podczas pisania. Koniec z tym! Mamo, jeśli to czytasz – proszę, schowaj ciastka jak przyjadę do domu 🙂
- Będę piła więcej wody. Szklankę, kiedy zachce mi się czekolady. Jestem kaktusem, łatwo nie będzie, ale…
- Będę ćwiczyła codziennie ok. 20 min. Zdecyduję się pewnie na ćwiczenia z Mel B. I to rano, przed pracą – 20 min wylegiwania się w łóżku mnie nie zbawi, a zdecydowanie łatwiej będzie mi się poruszać wtedy, niż gdy wracam zmęczona po całym dniu i mam jeszcze milion rzeczy do zrobienia.
- Będę wyspana. Żeby się wyspać, potrzebuję ok 6-7 godzin. Spanie 5 i mniej źle na mnie działa, po prostu cały dzień jestem nie do życia. Chyba czas pogodzić się z tym, że doba ma tylko 24 godziny i ok 23:00 odłożyć na bok wszystkie sprawy, których po prostu nie da się zrobić bez posiadania nadprzyrodzonych mocy.
- W weekendy, które od mniej więcej połowy lipca powinnam mieć wolne, będę wyciągać Męża na spacery.
A w międzyczasie będę czytać i poszukiwać przepisów na zdrowszą dietę. Jeśli macie jakieś sprawdzone pomysły na przekąski, które można zabrać ze sobą do pracy zamiast tradycyjnej kanapki, koniecznie się podzielcie! A może same macie jakieś doświadczenia związane ze zmienianiem swoich nawyków? Wszystkie rady, motywujące historie, linki do przydatnych stron – mile widziane!
34 Comments
Mój tryb życia wyglądał dokładnie tak samo jak Twój. Zaczynam go zmieniać powoli i mozolnie, bo niby człowiek chce, ale trwanie w stanie wcześniejszym jest wygodne. Ale z czasem na szczęście zdrowy tryb życia zaczyna wciągać.
Dokładnie, wygodniej jest przegryźć to co akurat się ma pod ręką, wygodniej się położyć na kanapie niż trochę poruszać… ale liczę, że i mnie poszukiwanie zdrowszych rozwiązań wciągnie i z czasem będzie łatwiej przychodziło 🙂
Na szczęście mój tryb życia wygląda zdecydowanie lepiej niż kilka lat temu. Lepiej wziąć się prędko za siebie – zanim zacznie nam coś dolegać… :>
No właśnie, na razie to jest ogólne zmęczenie, ale lepiej żeby nic gorszego z tego nie wyszło 🙂
Jeszcze rok temu wmawiałam sobie, że dla mnie najlepszą porą na naukę jest późny wieczór po kolacji – kiedy wszyscy domownicy kładli się już spać, ja otwierałam książki i zasypiałam dopiero koło 1 w nocy po to, aby następnego dnia wstać już przed 6 rano; i tak codziennie, 5 dni w tygodniu. Dodatkowo przekonywałam wszystkich i samą siebie, że wcale nie jestem bardzo zmęczona, a nocą naprawdę lepiej mi się uczy. Do czasu.
Przyszedł taki moment, że czytając popołudniem książkę, nie potrafiłam się skupić i zasypiałam, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło (ba! Wręcz szczyciłam się tym, że nie robię sobie drzemek w ciągu dnia). Taka sytuacja zaczęła powtarzać się coraz częściej, zauważyłam też, że ciągle jestem chora – jak nie katar, to chore gardło i prawie dzień w dzień bóle głowy przy choć trochę większym wysiłku psychicznym czy fizycznym. Do tego stresowanie się testami w szkole i spędzenie wielu godzin przed komputerem zamiast na świeżym powietrzu. Nigdy nie jadłam wielu fast foodów czy słodyczy, ale moja dieta była zarazem bardzo uboga w warzywa i owoce. W rezultacie chodziłam ciągle zmęczona, wyglądałam też nieciekawie – rozdwajające i łamiące się wiecznie paznokcie, większe niż zazwyczaj cienie pod oczami, a do tego niedowaga.
Powoli wzięłam się za siebie. Przede wszystkim staram się chodzić wcześniej spać, a odpowiednia długość snu naprawdę dużo daje. O dziwo, polubiłam nawet zupy, za którymi nigdy jakoś nie przepadałam, a są przecież bardzo zdrowe. I uwielbiam też tę świadomość, że zjadam coś zdrowego i jest to dobre dla mojego organizmu 😀 Sama siebie muszę pochwalić, że udało mi się ograniczyć czas przed komputerem, dzięki czemu nie boli mnie tak często kręgosłup i głowa, a przy tym mam więcej czasu na prawdziwy relaks, rozwijanie swoich zainteresowań, zabiegi pielęgnacyjne czy spacer.
O, właśnie! Mój sprawdzony sposób na zmobilizowanie się do częstszego przebywania na świeżym powietrzu to pies rasy Alaskan Malamute – mam roczną sunię i stwierdzam, że to kompletna wariatka, ale kiedy wyjdę na chwilę na dwór i ona przybiegnie do mnie ze swoją ulubioną zabawką, żeby ją ganiać, to nie potrafię jej odmówić – biegam z nią, podskakuję, wygłupiam się, widzę jak ją to cieszy i sama mam z tego radochę 😀 Taki piesek uwielbia też chodzić na spacery, a ja zauważyłam, że takie spacerowanie mnie samą bardzo uspokaja, relaksuje i jakoś tak sprawia, że widzę więcej powodów do uśmiechania się 🙂
Od pewnego czasu zaczęłam bardziej świadomie dbać o siebie, poznawać potrzeby własnego organizmu. Obecnie jestem też na etapie intensywnej regeneracji moich włosów, ułożyłam już bardzo przemyślany plan pielęgnacji. Mam jeszcze problem z regularnymi ćwiczeniami i jakoś trudno mi się do tego zmotywować… ale wiem, że jak już uda mi się złapać odpowiednia motywację i rytm ćwiczeń, to z tym sobie poradzę, może już niedługo 😉
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że to przede wszystkim my sami jesteśmy odpowiedzialni za własną gorszą kondycję fizyczną i psychiczną, ale też sami możemy sprawić, żeby czuć się o wiele lepiej. Przeanalizowanie swojego trybu życia i uświadomienie sobie, co nam szkodzi, to już pierwszy, bardzo ważny krok. Zmieniając swoje nawyki, potrzeba, oczywiście, dużo samozaparcia, wytrwałości i cierpliwości. Jednak myśl, że sama na własne życzenie doprowadzam się do tak miernego stanu i jeśli nic z tym nie zrobię, może być tylko gorzej, zmobilizowała mnie wystarczająco. Poza tym chciałam czuć się i wyglądać dobrze. Na efekty czasem trzeba poczekać, ale wynagradzają one w 100% trud podjęty w walce ze złymi nawykami, wygodnictwem, lenistwem i słabą wolą.
Przepraszam za ten straaasznie długi komentarz, coś mnie poniosło 🙂
A ja się bardzo cieszę, że się rozpisałaś. Jak czytam, ze ktoś miał podobny problem jak ja (ból głowy, kręgosłupa, niewyspanie – skąd ja to znam…), a udało mu się to zmienić i w dodatku są pozytywne efekty, to dodatkowo motywuje! Pies to super sprawa, ja niestety w tej chwili na psiaka nie mogę sobie pozwolić, ale miałam kiedyś labradora i fakt, zmusza to do spędzania czasu na świeżym powietrzu. I to w takiej przyjemnej formie 🙂 No i jest dokładnie tak jak piszesz, sami jesteśmy odpowiedzialni za złą formę. Moją dotychczasową wymówką na wprowadzenie zmian był brak czasu – faktycznie studiując, pracując na etacie i mając milion innych rzeczy na głowie tego czasu nie ma za wiele. Ale z drugiej strony, zamiana pół godziny bezmyślnego klikania na facebooku na krótką serię ćwiczeń czy przygotowanie sobie czegoś bardziej wartościowego na śniadanie, to nie jest takie znów niemożliwe. Życzę powodzenia i motywacji w dalszym dbaniu o siebie! 🙂
Dzięki! Ja Tobie również, na pewno uda Ci się zrealizować co najmniej połowę założeń – trzeba się tylko mocno ustawić do pionu 😉
Gratulacje za postanowienie. 🙂 Kiepskie samopoczucie to rezultat jedzenia głównie, więc jak zmienisz nawyki żywieniowe, to dosyć prędko poczujesz różnicę i będziesz mieć wiele dobrej energii :). Chyba że na początku organizm będzie się przerzucał na zdrowsze jedzenie i lekko buntował („cuukruuuu!”:D). Co do przekąsek to świetną alternatywą są orzechy, suszone owoce, nawet popcorn dobrze zrobiony nie jest złym pomysłem. 🙂 Pisz na bieżąco, jak tam idzie! Teraz już napisane publicznie, więc nie ma zmiłuj!
Właśnie na to liczyłam, że jak napiszę publicznie to będzie brzmiało poważniej niż taka deklaracja „a może od jutra”, z której nigdy nic nie wychodziło 😉 na razie mogę się pochwalić, że od 3 dni nie jadłam czekolady co nigdy wcześniej w życiu mi się nie udało. Choć może 3 dni to jeszcze nie powód do chwalenia 😛 w suszone owoce na pewno się zaopatrzę 🙂
Ostatnio mój zdrowy styl życia wygląda podobnie. Mało ćwiczeń, godziny przed komputerem i duuużo słodyczy. Ale zmiany wymagają czasu, no i czekolada jest taka dobra…
Pewnie, że dobra, a ptasie mleczko jakie dobre… ale coś za coś 🙂 wydaje mi się, że jeśli taki stan „zaniedbania” trwa chwilowo np. miesiąc z powodu większej niż zwykle ilości obowiązków, to jeszcze pół biedy. Ale na dłuższą metę coś trzeba z tym zrobić 🙂
Uśmiałam się w pierwszej części – fajnie, że masz do tego dystans :)) A jeszcze fajniej, że planujesz zmiany – trzymam kciuki.
Sama prowadziłam podobny tryb życia, do tego mam 168 cm wzrostu, ważę 53 kg i mam predyspozycje do bycia gruszką 😀 Od około 2 lat zmieniłam tryb życia na zdrowszy – jem lepiej niż kiedyś i regularnie uprawiam sport 🙂 I z tym brakiem czasu można sobie poradzić – a dobrze odżywiony człowiek ma więcej siły, ćwiczenia też dają powera.
O widzisz, to mamy sporo wspólnego 😀 a im bardziej nad tym się zastanawiam, tym bardziej dochodzę do wniosku że ten brak czasu to kwestia priorytetów. Jeśli się założy, że np. ćwiczenia codziennie lub nawet 3 razy w tygodniu to mus dla dobrego samopoczucia, to się znajdzie na to chwilę choćby nie wiem co 🙂
oo ; ) gratuluję takiego publicznego wyznania i trzymam kciuki za postanowienie!
Dzięki! Liczę, że tym razem się uda, mam dużo więcej motywacji niż wcześniej 🙂
Ja nie stosuje już diety jako takiej (w sensie nie trzymam się rozpisanego jadłospisu), ale po wizytach u dietetyka zostało mi kilka dobrych nawyków, które weszły mi w krew.
Np. 1.Jak na I śniadanie jem kanapki, to na drugie jogurt naturalny i na odwrót. Po prostu zabieram mały jogurt do pracy i wrzucam do małego pojemniczka np. suszoną żurawinę, pestki dyni, i jakieś płatki i dosypuję sobie do jogurtu.
2. Też miałam problem z jedzeniem słodyczy. W pracy codziennie jakiś 3bit albo Twix musiał wjechać. Teraz zawsze mam na biurku jabłko i jak stwierdzam, że do końca pracy jeszcze 2 godziny, a ja już jestem głodna, po prostu „zatykam się” jabłkiem.
3.Gdzie się da daję jogurt naturalny – zamiast śmietany do mizerii – jogurt, zamiast ciężkiego sosu do ziemniaków – jogurt np. z koperkiem lub szczypiorkiem, niektóre zupy również zabielam jogurtem. Na początku wszystko było dla mnie za kwaśne, ale po ok. tygodniu przyzwyczaiłam się i teraz nie robi mi różnicy czy zjem mizerię na śmietanie czy na jogurcie.
4.Zawsze mam przy biurku min. 0,75 butelkę wody, wtedy nie chodzę tak często po kawę czy herbatę.
Bardzo fajne nawyki, pewnie zajmie mi to trochę czasu, ale chciałabym wykształcić u siebie podobne 🙂 wodę w pracy już wprowadziłam, myślę jeszcze nad jakimś zamiennikiem kanapek i drożdżówek. Za jogurtem niestety nie przepadam, ale taki z dodatkami to może być faktycznie dobry pomysł. Do wypróbowania 🙂
Ja nie znosiłam jogurtu na początku, wszystko było dla mnie zbyt kwaśne i musiałam ten kwaśny smak niwelować przyprawami, ale tak jak już pisałam, po kilku dniach było już ok.
Lato to jakiś taki czas gdy zawsze sobie powtarzam, że zacznę prowadzić zdrowszy tryb życia i zazwyczaj na lecie się kończy 😛 bo teraz jest więcej owoców, bo pogoda sprzyja aktywności fizycznej i ogólnie jakoś więcej czasu i chęci wtedy mam 🙂 a z Mel B sama jeszcze przed sesją ćwiczyłam i chyba znowu do tego wrócę, ponadto w te wakacje chcę się nauczyć w końcu jeździć na rolkach, a spacery to stały punkt mojego dnia i nie straszny mi deszcz, śnieg, grad, słońce czy wiatr – gdy nie wyjdę chociaż na 10 minut to oznaka, że coś jest nie tak i jestem chora 🙂
Fakt, latem łatwiej. Ja bym jeszcze dodała, że czasem chciałoby się założyć strój kąpielowy, dodatkowa motywacja do dbania o sylwetkę 😀 fajny nawyk ze spacerami. Ja na szczęście mam około 10 min pieszo do autobusu, to mnie zmusza codziennie żeby kawałek się przejść 🙂
najlepszy motywator to ruszyć tyłek i zacząć działać. Pamiętam jak zmieniałam swój styl życia, jak za długo o tym rozmyślałam to nic z tym nie robiłam. Pewnego dnia po prostu ubrałam się w ciuchy sportowe i poszłam pobiegać. Najgorzej zacząć, ale jak już zaczniesz wtedy Twoje ciało wręcz będzie się domagać ćwiczeń. Jeżeli chodzi o słodycze… to nie czarujmy się tego cholerstwa nie da się w 100 % rzucić, ale można ograniczyć 😀 Powodzenia i wytrwałości życzę informuj o postępach 🙂
Dokładnie, najgorzej zacząć – zamiast sobie obiecywać, wreszcie po prostu włączyłam youtube, wybrałam ćwiczenia które najbardziej mi odpowiadają i do dzieła 🙂 A co do słodyczy, to dzielnie wytrzymałam bez nich cały tydzień, dziś zrobiłam mały wyjątek na lody. Chyba raz w tygodniu w niedzielę można trochę odpuścić, coś z życia też trzeba mieć 😀
Masz jakiś sposób na wodę? Kurczę, jestem notorycznie odwodniona, codziennie obiecuję sobie, że od jutra to już litry będę w siebie wlewać i jakoś nie idzie…
Wydaje mi się, że niestety nie da się przestawić tak z dnia na dzień, trzeba przyzwyczajać się stopniowo. Ja miałam kiedyś problem, żeby wypić w ciągu całego dnia choćby małą butelkę (0,5l). Teraz stawiam sobie wodę w pracy na biurku, mam ją cały czas pod ręką i piję – tak po łyku, nie dużo naraz. Jeszcze nie udaje mi się wypić tyle, ile bym chciała, ale z czasem coraz łatwiej to przychodzi 🙂
Jeśli mogę się wtrącić, ja ostatnio zaczęłam pić wodę z plasterkami cytryny, imbiru i lodem, nalewam sobie do małych szklanek od drinków i piję jedna za drugą, nawet nie wiem kiedy wypijam całą butelkę w ciągu dnia 🙂
Nie wiem czy to dzięki temu, czy innym zmianom w diecie, ale cera mi się znacząco poprawiła od tego czasu :))
Zapewne dzięki temu. Generalnie wtedy lepiej wygląda skóra, paznokcie itp. Dlatego staram się wmuszać w siebie więcej wody. Na razie z marnym skutkiem…., ale wypróbuje imbir. Dzięki @kroliczekdoswiadczalny:disqus!
Oszukany drink 😀 brzmi nieźle, do wypróbowania! Dzięki 🙂
Kasia, a może pomoże aplikacja? Ja korzystam z Water your body i zdrowy nawyk wyrobiony 🙂 cichym mruknięciem albo wibracją telefon przypomina, że nadszedł już czas na wychylenie szklanki wody. polecam
Co do zdrowych przekąsek to polecam robić sobie pudełeczka pełne niespodzianek 🙂 i w takim boxie umieszczać np. trochę marchewki pokrojonej w słupki, selera naciowego, rzodkiewki w plasterkach, żeby nie było nudno, dorzucić jeszcze garść orzechów albo migdałów i gotowe.
Dla mnie to duża rewolucja, nie pamiętam kiedy ostatnio np. podgryzałam marchewkę… ale pomału przekonuję się do jogurtu (a nie znoszę!) to może i do takich przekąsek się przekonam 🙂 chociaż orzechy zamiast cukierków brzmią dobrze 😀
Ania, marchewki teraz są mega dobre, słodkie i kruche 🙂 będą Ci pasować, zobaczysz 🙂
Ania, jak Ci idzie? 🙂
Trochę czasu minęło, pewnie pasowałoby zrobić jakieś podsumowanie 😀 Tak w skrócie: woda i zielona herbata zamiast kawy, duże ograniczenie alkoholu, bardziej urozmaicone śniadania, nieco mniej słodyczy. Nie jest źle, ale zdecydowanie mogłoby być jeszcze lepiej 🙂 najwięcej problemów mam z wygospodarowaniem czasu na ruch i ćwiczenia, listopadowa pogoda temu nie sprzyja…
Comments are closed.