Pewnie już słyszeliście o ostatniej, bardzo głośnej aferze. Jeśli nie – poniżej pokrótce przedstawiam sytuację.
Czas rozliczania PIT-ów, czyli czas, w którym rodzice niepełnosprawnych dzieci nie wahają się prosić. Rehabilitacja, leczenie, operacje… to kosztuje, więc logicznym jest, że ten 1% dla kogoś może być ważnym źródłem pomocy. Rodzice proszą i apelują w różny sposób, między innymi starają się dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców za pomocą ulotek. Pani Beata, mama dziewczynki z autyzmem i padaczką, zwróciła się z prośbą o rabat do jednej z warszawskich drukarni. Otrzymała następującą odpowiedź, od samego szefa:
Jak widzicie, padło o jedno zdanie za dużo. To prawda, że drukarnia nie jest instytucją charytatywną i nie ma obowiązku nikomu iść na rękę, wystarczyłoby jednak grzeczne „nie”. Niestety, szef nie tylko wykazał się zupełnym brakiem kultury, ale przekroczył granicę zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Czy pan Maciej zrozumiał błąd i chociaż przeprosił za swoje słowa? Według WawaLove.pl skomentował całą sytuację następująco: „Była to odpowiedź mocno niefortunna i ubolewamy nad tym. Zdarzyło się i tyle. Głupio wyszło.”
Rozumiecie? Zdarzyło się. Cóż, choroby i niepełnosprawność też się zdarzają. Faktycznie, głupio wychodzi. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, co musiała czuć mama chorej dziewczynki po otrzymaniu takiej odpowiedzi.
Nie mam zamiaru jednak w tym wpisie krytykować pana Macieja. To jak kopanie leżącego, bo słów krytyki już otrzymał całe tysiące. Można wręcz powiedzieć, że sam strzelił sobie w kolano, bo po całym zajściu wizerunek drukarni poleciał na łeb, na szyję. To, na co chciałam zwrócić szczególną uwagę, to odpowiedzi internautów.
Jak zatem zareagowali internauci? Wyzywając szefa drukarni od najgorszych skurwysynów i życząc mu najgorszego (w tym również niepełnosprawnych dzieci). W komentarzach wylało się mnóstwo jadu i nienawiści skierowanej w jego stronę. Choć internauci w tym momencie wcale nie byli lepsi od samego sprawcy zamieszania, jestem w stanie to zrozumieć. Wypowiedź pana Macieja wyzwoliła całą gamę negatywnych emocji, a wiadomo, że pod ich wpływem nieraz zdarza się powiedzieć coś zbyt dobitnie. Ale pojawiły się i takie słowa:
I wiele podobnych. Czytając je, jestem przerażona. Gdzie się podziała ludzka empatia i współczucie? Gdzie się podział szacunek do drugiego człowieka, który – zdrowy czy chory – ma takie samo prawo do życia? Gdzie się podziało zwykłe zrozumienie dla niepełnosprawności, której przecież się nie planuje i nie wybiera? Brak słów. Świecie… dokąd zmierzasz?
A moje odpowiedź na tytułowe pytanie brzmi następująco:
Każde dziecko jest cudem. A dziecko, które każdego dnia dzielnie walczy o życie, zdrowie, normalność, uśmiech, jeszcze jedną chwilę z bliskimi… takie dziecko jest cudem razy milion.