Dzisiejszy wpis jest na pozór w ogóle bez sensu. No bo powiedzcie – jaki jest sens tworzenia listy rzeczy, bez których tak naprawdę spokojnie można się obejść? Tym bardziej, gdy szykuje się sporo innych wydatków, jak choćby fotelik samochodowy dla Synka? Ano jest sens. Jeśli przez cały rok robi się zakupy z głową i nie wydaje na swoje zachcianki, to myślę, że raz na jakiś czas można kupić sobie coś dla czystej przyjemności. Albo poprosić św. Mikołaja… w końcu do Świąt już coraz bliżej, do moich urodzin też. Poniżej prezentuję więc listę rzeczy, których zupełnie nie potrzebuję, a po prostu chcę (nie od dziś wiadomo, że takie właśnie cieszą najbardziej ;)). W zeszłym roku opublikowałam podobny wpis i powiem Wam, że naprawdę mi się przydał (trochę czasu to zajęło, ale w końcu kupiłam m.in. buty, a kolczyki dostałam od Męża). Bo przecież lepszy wymarzony, wyczekany prezent, niż pozwalanie sobie na szaleństwo na wyprzedażach i kupowanie nietrafionych drobiazgów. Prawda?
- Książki. To zawsze, w każdej ilości 🙂 Wiem, że mam spory stosik książek z wymiany, książek wygranych w konkursach, książek, które sama sobie kupiłam i wiem, że Mama przynosi perełki z biblioteki. Mimo to, chętnie przytuliłabym kilka egzemplarzy naszych polskich autorów, o których słyszałam wiele dobrego, a jakoś jeszcze nie było okazji zapoznać się z ich twórczością. Np. Katarzyny Puzyńskiej, Remigusza Mroza, Magdaleny Witkiewicz, Krystyny Mirek…
- Portfel skórzany. Elegancki, pojemny i solidny, jest na mojej liście już od dłuższego czasu.
- Rękawiczki. Ładne i koniecznie ciepłe.
- Srebrny pierścionek z Pandory. To już taka totalna zachciewajka, ale co ja poradzę, że mam słabość do biżuterii 😉 nawet niekoniecznie z Pandory, bo np. ten z Apart też jest uroczy. Perełki, cyrkonie, delikatny róż… Nosiłabym <3
- Dzień wolny. Niektórzy pewnie teraz pomyślą, że zła matka ze mnie, ale mnie się wydaje, że inne mamy zrozumieją. Kocham mojego Szkraba i uwielbiam spędzać z nim czas, nawet nie mogę narzekać na jakieś wielkie zmęczenie – łapię wolne chwile podczas drzemek, w opiece nad Nim wieczorami i w weekendy pomaga Mąż, od czasu do czasu odwiedzamy Dziadków. Mimo to… wiele dałabym za to, żeby porządnie się wyspać. Żeby cały dzień spokojnie sobie pisać, czytać, słuchać muzyki, bez odrywania się co chwilkę. Żeby wyjść z Mężem do kina, a może spotkać się ze znajomymi. Żeby wieczorem zapalić świece i napić się wina, bez niani elektronicznej pod ręką. Nie mam zielonego pojęcia komu i jak miałabym sprzedać Łobuziaka na całą dobę, ale od roku takiego dnia nie miałam, no i cóż… marzy mi się 😉
To by chyba było na tyle. Gdyby udało się zrealizować nawet 1-2 punkty, byłoby super. Już samo oglądanie ładnych rzeczy poprawia nastrój w pochmurne dni! A Wy jakie macie jesienno-zimowe życzenia? Tworzycie takie listy, pomagają Wam w planowaniu wydatków/ogarnianiu prezentów?