Pojawiła się znikąd. Mocno zaniedbana, głodna, smutna, ze zmierzwionym futerkiem i mnóstwem kleszczy. Ale kto się dobrze przypatrzył, ten mógł dostrzec, że tak naprawdę była ślicznym, młodziutkim kotem. Sierść miała dłuższą niż zwykłe dachowce, o niespotykanym kolorze – ni dymna, ni szylkretka. Mamie zrobiło się żal tego kociego nieszczęścia, dała jej jeść i pić, usunęła kleszcze. Raz, drugi, trzeci. W końcu kot też człowiek. Kotka zamieszkała na tarasie koło domu, spacerowała po ogródku i wygrzewała się na słońcu. Jak się domyślałyśmy, musiała zostać przez kogoś zgubiona/wyrzucona – na pewno miała wcześniej jakiś dom, była dobrze wychowana, ufnie podchodziła do ludzi. Przyjazna, spokojna, spragniona miziania za uszkiem. Wyjątkowa, po prostu.
Pojawiło się pytanie, co z tą wyjątkową kotką zrobić. Rozpytywanie wśród sąsiadów nic nie dało, nikt się do niej nie przyznawał. U rodziców mieszkały już dwa brytyjczyki, ja póki co nie mogłam zabrać jej do siebie do Krakowa. A co, gdyby miała małe – co począć z taką gromadką? Dom rodziców stoi tuż przy lesie, to mało przyjazne miejsce dla takiej spokojnej kici, choćby ze względu na kuny, które mogły zrobić jej krzywdę. Najrozsądniejszym rozwiązaniem wydawało się wtedy dokarmianie, a w międzyczasie poszukiwanie dla niej dobrego, stałego domu. Szukałyśmy z Mamą na własną rękę, dawałyśmy ogłoszenia, pytałyśmy znajomych. Bez skutku. Choć wszyscy byli zgodni co do urody i wyjątkowego usposobienia kotki, to jakoś nikt nie zdeklarował się do opieki nad nią.
Postanowiłam wtedy skontaktować się z OTOZ Animals w Krośnie. Słyszałam i czytałam o działających tam ludziach wiele dobrego – to ludzie z sercem dla zwierząt, ratują i pomagają jak tylko mogą. Wysłałam zdjęcie kotki, poprosiłam o pomoc w szukaniu dla niej domu, Mama zadzwoniła pod podany numer telefonu. I pomoc otrzymałyśmy błyskawicznie, choć w formie, jakiej się zupełnie nie spodziewałyśmy. Bardzo sympatyczna pani z OTOZ przyjechała i zabrała kicię. A po tygodniu… przywiozła ją z powrotem. Wysterylizowaną, odrobaczoną, po dokładnym przeglądzie u weterynarza. I stanęło na tym, że ma zostać, bo przecież lepszego domu niż u nas (u rodziców) nigdzie nie będzie miała. No bo kto będzie ją tak dobrze karmił, przytulał, martwił się, żeby nie zmarzła? Zresztą, sama sobie ten dom wybrała. A Mama i ja… ucieszyłyśmy się, że wróciła 🙂 bo choć szukanie nowego domu dla kotki było podyktowane rozsądkiem, to chyba obie po cichu liczyłyśmy, że nikt chętny się nie znajdzie… może dlatego tak beznadziejnie nam szło to szukanie? Przez te kilka tygodni już zdążyłyśmy się mocno do niej przywiązać i polubić. Teraz jeszcze potrzeba troszkę czasu, żeby Frotka i Lucyna również ją polubiły. A właśnie – na imię ma Zuzia.
Cała ta sytuacja była dla mnie okazją, żeby bliżej przyjrzeć się działalności Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals. Członkami towarzystwa są zwykle osoby związane z ruchem ochrony zwierząt w ramach lokalnych organizacji, kierownicy i pracownicy schronisk, lekarze weterynarii oraz ochotnicy i wolontariusze. I słuchajcie, jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak wiele istnień udaje im się uratować, jak szybko reagują w przypadku jakiegokolwiek okrucieństwa wobec zwierząt, jak skutecznie przeprowadzają akcje adopcyjne. W tym miejscu chciałabym Was gorąco zachęcić do pomocy, bo choć wielkie serce to ogromnie dużo, to jednak nie wystarczy, żeby wykarmić głodne brzuszki… Oczywiście najbardziej pożądaną formą pomocy zawsze jest adopcja, zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdy ma możliwość przygarnąć pod swój dach nowego członka rodziny. Ale żeby pomóc, możecie również:
– kupić karmę i dostarczyć do jednego z punktów zbiórki, lub kupić ją w sklepie internetowym i wysłać pod ustalony adres;
– zostać domem tymczasowym i dzięki temu ograniczyć zwierzakowi stresu związanego z pobytem w schronisku;
– zostać wirtualnym opiekunem (szczegóły tutaj: KLIK)
– organizować zbiórki i przekazywać dary dla zwierząt (smycze, miski, koce etc.);
– tworzyć ogłoszenia i pomagać w szukaniu nowych domów dla zwierzaków;
– wesprzeć organizację finansowo.
Krośnieńscy Animalsi dodatkowo bardzo potrzebują teraz kciuków, modlitwy, słów otuchy… a to dlatego, że kociaki którymi się opiekują, walczą z bardzo groźną chorobą (panleukopenia). Choć otrzymują najlepszą możliwą opiekę, to sporo z nich już tę walkę przegrało. Serce się kraje 🙁 Zuzia również miała kontakt z chorymi kotami, nie mamy pojęcia czy była wcześniej szczepiona, więc cały czas ją obserwujemy. Póki co nie widać u niej żadnych objawów, apetyt jej dopisuje. Staramy się być dobrej myśli, a Wy trzymajcie kciuki!
Inspektoraty OTOZ znajdują się w: Trójmieście, Warszawie, Bydgoszczy, Starogardzie Gdańskim, Tczewie, Wejherowie, Kościerzynie, Słupsku, Dębicy, Oświęcimiu, Chrzanowie, Tarnowie, Częstochowie, Lublińcu, Giżycku, Barlinku, Braniewie, Elblągu, Koninie, Krośnie.
Więcej szczegółów znajdziecie na stronie internetowej: KLIK.
Ciekawa jestem, czy i u Was mieszkają jakieś zwierzaki – znajdki? A może zdecydowaliście się na adopcję zwierzaka ze schroniska? Dajcie znać w komentarzach 🙂
8 Comments
Jest prześliczna 🙂 Takie kocie historie zawsze chwytają mnie za serce. Sama też kiedyś przygarnęłam kociaka. Cieszę się, że TOZ okazało się przyjaznym miejscem, a ludzie w nim pracujący mają serce do zwierząt. Trzymam kciuki, żeby to paskudne choróbsko nie dopadło Zuzi 🙂
Sama byłam zaskoczona, jak bardzo ludzie z OTOZ są zaangażowani. Pani, która przywiozła nam Zuzię z powrotem, przecież mogła ją zostawić i tyle, a później dzwoniła jeszcze kilka razy dopytać jak się kotka czuje po sterylizacji itp. Miejmy nadzieję, że choroba jej nie dopadnie, kolejne dni mijają a Zuzia wygląda coraz lepiej i dokazuje coraz więcej 😀
Faktycznie, jest nietypowej urody. Choć nie jestem kociarą, to każda historia dotycząca zwierzaków wzrusza mnie do łez. Dobrze, że trafiła na Was, bo tak jak piszesz, gdzie jej będzie tak dobrze 🙂
Mnie też takie „zwierzęce” historie wzruszają 🙂 choć niestety więcej jest takich, po których ciśnienie mi się podnosi i mam ochotę zamordować sprawcę gołymi rękami – to niesamowite, z jakim okrucieństwem niektórzy ludzie potrafią traktować zwierzęta 🙁
Kotek śliczny. U mnie też mieszka przygarnięty kot, który jest najukochańszym kotem na świecie 😀 Pewnie pamięta to, jak błąkał się głodny w mrozy i śnieżyce kilka lat temu… Dniami i nocami… Ale jest już w dobrych rękach :))
Takie przygarnięte zwierzaki na pewno umieją odczuwać wdzięczność i mocno się przywiązują 🙂 super, że Twój trafił na taki dobry dom!
Mialam kotke ze schroniska – byla w nim ponad pol roku – nie widzialam tak kochanej i wdziecznej istotki. Widac bylo ze chciala nam sie jakos odwdzieczyc ze ja wzielismy ze schronu, a tak wlasciwie to ona nas sobie wybrala. Byla z nami niecale 3 lata 🙁 Nasze rezydentki na poczatku na nia fukaly ale pozniej sie zaprzyjaznily. Teraz do naszego stadka dolaczyl – dzieciaczek z Domu Tymczasowego – jest juz z nami pol roku. Przekochana czarna dama.
Coś w tym jest, że znajdki i zwierzaki ze schroniska same wybierają sobie właścicieli 🙂 pozdrawiam!
Comments are closed.