…przeciw bliźniemu swemu. Tak, o ósmym przykazaniu dziś będzie.
Zdradzę Wam pewien sekret: jestem chodzącym wykrywaczem kłamstw. Taki właśnie jest efekt zmiksowania mojej introwertycznej natury, ogromnej wrażliwości i umiejętności logicznego myślenia, której nie powstydziłby się żaden ścisły umysł. Ach, i jeszcze umiejętność obserwowania! Nie jestem gadułą, za to uwielbiam obserwować, szczególnie ludzi i ich reakcje w różnych sytuacjach. Gesty, mimika, zmiany w intonacji głosu… to wszystko mówi o człowieku i jego przeżyciach o wiele więcej niż same słowa. Dlatego jeszcze nikomu nie udało się na dłuższą metę mnie okłamać. Ba, nawet ciężko zrobić mi niespodziankę, czy dać w prezencie coś, czego się nie spodziewam. Bynajmniej nie szukam i nie dociekam – po prostu to, co dla innych na pierwszy rzut oka jest nic nie znaczącym ciągiem luźnych zdarzeń, dla mnie stanowi oczywisty zlepek ściśle powiązanych ze sobą faktów. Żartuję sobie czasem, że mogłabym być niezłym detektywem 😉
„Ludzie rzadko zdają sobie sprawę, że kiedy ich usta kłamią, ich oczy cały czas mówią prawdę.”
Tahereh Mafi
Kłamstwa nigdy nie da się tak w 100% ukryć. Owszem, można wymyślać świetne historie, ukrywać dowody, tworzyć sobie alibi… ale każdemu człowiekowi, który ma choć odrobinę sumienia, podczas kłamania będzie towarzyszyło poczucie winy. Opowiem Wam króciutką historię: miałam kiedyś psa, labradora. Niestety nie zawsze był grzeczny, gdy zostawał sam w domu zdarzało mu się niszczyć m.in. meble. Doskonale wiedział, że źle robi i spotka go kara, a mimo to niszczył nadal. Czasami jednak straty nie były bardzo duże, pewnie nawet nie zorientowalibyśmy się, że coś jest nie tak, w każdym razie nie od razu po powrocie do domu. Ale widok psa, który siedzi na progu z przepraszającą miną i wyciągniętą łapą… sami rozumiecie. U ludzi działa to dokładnie w ten sam sposób – gdy robią cokolwiek, co budzi w nich poczucie winy, zawsze (bardziej lub mniej świadomie) ich sumienie wysyła sygnały. U jednych te sygnały będą widoczne gołym okiem: pocenie się, drżący głos, trzęsące się ręce, uciekanie wzrokiem. Inni – „twardziele”, których sumienie już sporo przeszło i nie jest do końca sprawne – będą bardziej opanowani, może nawet skłamią patrząc rozmówcy prosto w oczy. Ale przed uważnym obserwatorem zdradzi ich coś innego; uśmiech, ale bez uśmiechu, chwila zamyślenia, jedno pytanie o samopoczucie więcej niż zwykle, jakaś nutka niepokoju w głosie, do wykrycia której wystarczy szczypta intuicji…
„Istnieją tysiące sposobów, żeby stwierdzić, że ktoś kłamie. Wcale nie trzeba umieć zaglądać mu do umysłu, żeby rozpoznać najmniejsze ślady niepewności i zakłopotania. Najczęściej trzeba po prostu na kogoś spojrzeć.”
Alexandra Bracken
Niektórzy, przyłapani na kłamstwie, próbują się nieudolnie bronić. Często mówią o małych i „nic nieznaczących” kłamstewkach, o tym, że to wcale nie było kłamstwo, a „półprawda”, twierdzą, że musieli ominąć niewygodne fakty z troski o drugą osobę, którą informacja o rzeczywistym stanie rzeczy mogłaby za bardzo zmartwić. Mnie to zupełnie nie przekonuje. Owszem, motywy kłamstwa i waga spraw, których dotyczą, mogą się różnić. Ale kłamstwo to kłamstwo. To świadome mówienie nieprawdy. A kto został przyłapany na gorącym uczynku i idzie w zaparte, za nic nie umiejąc się przyznać, jest dla mnie żałosny. Kłamstwo jest jednym z błędów, które najtrudniej mi wybaczyć, a już na pewno nie umiem zapomnieć. Nie ma ludzi idealnych i każdemu na pewno zdarzyło się popełnić jakiś błąd, nawet mając dobre intencje. Tyle, że większość błędów wynika z głupoty – z nieumiejętności panowania nad emocjami, ze złej oceny sytuacji, z nieprzemyślenia skutków własnego postępowania. Kłamstwo natomiast wynika z wyrachowania. Trzeba mieć w sobie sporo samozaparcia, żeby takie kłamstwo dobrze zaplanować, a później z zimną krwią trzymać się swojej wersji, nawet gdy rani się tym inną osobę i ma się… cóż, wszystko do stracenia, gdyby prawda w końcu wyjszła na jaw.
„Najboleśniejszą prawdą jest odkryć kłamstwo.”
Lidia Helena Zelman
Większość błędów da się naprawić. Da się przeprosić, zadośćuczynić, zmienić swoje postępowanie. W przypadku kłamstwa nie jest to takie oczywiste, a to dlatego, że jest ono ściśle związane z zaufaniem. Lubię myśleć o zaufaniu jak o takim „magicznym” proszku w słoiczku. Każda osoba dostaje ode mnie taki słoiczek – rodzina i przyjaciele dostają ogromne słoje, mniej znane osoby dostają troszkę mniejsze. Ale ponieważ z natury wierzę w ludzi i ich dobre nastawienie, taki słoiczek otrzymuje każdy bez wyjątku. Gdy ktoś mnie zawiedzie, tego magicznego proszku ze słoiczka ubywa, a szkopuł polega na tym, że nie da się go uzupełnić. Słoik może być napełniony tylko do połowy, ale i to wystarczy, żebym miała z kimś całkiem dobre relacje. A co, gdy na dnie nie zostanie już nic? Czy można w ogóle mówić o związku, przyjaźni, partnerstwie, współpracy, gdy między dwoma osobami nie ma już ani grama zaufania? Sami sobie odpowiedzcie.
„Największym złem jest kłamstwo. Z niego wynikają wszystkie inne diabelstwa.”
Władysław Szpilman