OSTATNIO PRZECZYTANE #4

To chyba mój ulubiony cykl na blogu. W ostatnich tygodniach sporo czytałam, głównie wieczorami lub w czasie drzemek Synka. Na potrzeby tego wpisu wybrałam te pozycje, które są moim zdaniem najbardziej warte uwagi. Każda zupełnie inna! Po tym czytelniczym maratonie coś czuję, że muszę sobie zrobić co najmniej tygodniową przerwę i dla odmiany trochę popisać, bo moja własna powieść już zaczyna pokrywać się kurzem 😉 OK, już bez zbędnego przedłużania: trzy ostatnio przeczytane książki, trzy mini-recenzje. Miłej lektury!

383

„Zanim się pojawiłeś” Jojo Moyes

O tej książce było ostatnio bardzo głośno. W końcu sama zapragnęłam ją mieć i się przekonać, czy te wszystkie słowa zachwytu przypadkiem nie są przesadzone. I wiecie co? Nie są, ani odrobinę – „Zanim się pojawiłeś” przerosła moje oczekiwania. To przepiękna historia uczucia rodzącego się pomiędzy młodą dziewczyną Lou i sparaliżowanym mężczyzną  Will-em. Will, zanim znalazł się na wózku inwalidzkim, prowadził bardzo aktywne życie. Po wypadku nie może pogodzić się z tym, że już do końca będzie zależny od innych osób, popada w depresyjny nastrój, podejmuje próbę samobójczą. Lou, która zaczyna pracę jako jego opiekunka, za wszelką cenę stara się przekonać go, że mimo wszystko warto żyć. Czy się jej uda? I jak ta znajomość wpłynie na nią, na jej plany na przyszłość? Tego nie zdradzę… Napiszę tylko, że to najbardziej poruszająca i prawdziwa powieść, jaką ostatnio czytałam. Co prawda znajdzie się w niej kilka nieścisłości, warsztat autorki jest raczej poprawny niż wybitny, kilka elementów mnie irytowało, ale… nie o to tu chodzi. Chodzi o emocje! Autorka w genialny sposób opisuje myśli i uczucia zarówno osób niepełnosprawnych, jak i tych, którzy mają z nimi do czynienia. Porusza bardzo trudne tematy, problemy, dla których nie ma jednego słusznego rozwiązania. Dawno tak mocno nie wzruszyłam się czytając i nie byłam tak zła – lubię klasyczne happy endy, a jednocześnie rozumiem, dlaczego ta historia zakończyła się właśnie tak, a nie inaczej. Długo jeszcze wracałam do niej myślami, obejrzałam również film – świetny, choć na ekranie nie da się aż tak dobrze oddać emocji jak w książce i kilka szczegółów zostało zmienionych bądź pominiętych. Czytał ktoś kontynuację, „Gdy odszedłeś”? Warto?

 

„Pochłaniacz” Katarzyna Bonda

Panią Bondę określa się królową polskiego kryminału. Czy rzeczywiście ten tytuł się jej należy? Ja po lekturze „Poczłaniacza” mam trochę mieszane uczucia. Profilerka Sasza Załuska angażuje się w sprawę zabójstwa sławnego piosenkarza, który został zastrzelony we własnym klubie. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być oczywiste: menedżerka klubu, również zraniona w strzelaninie, wskazuje sprawcę. Ale czy pamięć przypadkiem nie płata jej figli? Załuska krok po kroku odkrywa, że to morderstwo może mieć związek z wydarzeniami z 1993 roku. Próbuje rozwikłać zagadkę śmierci nastoletniego rodzeństwa, zaczyna podejrzewać pewnego księdza, podważa wiarygodność sporej instytucji finansowej… akcja jest naprawdę pogmatwana i ciężko dojść do tego, kto za tym wszystkim stoi. Książka (właściwie książki – 2 tomy) ogólnie jest bardzo dobra, wciągająca, każdy z bohaterów ma wyrazisty charakter i własną historię, do tego ciekawe dialogi, ogromna dbałość o szczegóły. Serio, podziwiam wkład pracy. Jest tylko jedno „ale” – nie nazwałabym jej kryminałem, zabrakło mi tego dreszczyku. Dobry kryminał powinien sprawić, że wieczorem będę bała się wyjść z domu i będę oglądała się za siebie za każdym rogiem 😉 a tutaj tego nie było. „Pochłaniacz” to dla mnie bardziej powieść obyczajowa o pracy policji, sądownictwa, powiązaniach między władzami a światem przestępczym. Poza tym moim zdaniem autorka przesadziła z ilością różnych wątków. Przez aż tak zawiłą intrygę akcja momentami toczy się dość ospale, niektóre motywy wypadają mało wiarygodnie, a bardzo drobiazgowe przedstawianie każdego (nawet drugoplanowego) bohatera sprawia, że można zapomnieć o tym, co jest rzeczywiście istotne dla śledztwa. Czytaliście inne książki pani Bondy? Co o nich myślicie?

 

„Genialna przyjaciółka” Elena Ferrante

„Genialną przyjaciółkę” dostałam w prezencie, nie słyszałam wcześniej o jej autorce i nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać. Sześćdziesięcioletnia Elena Greco opowiada historię swojej przyjaźni z niezwykłą dziewczyną, Lilą Cerullo. Akcja rozgrywa się w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, na przedmieściach Neapolu, właściwie w obrębie jednego osiedla. Szybko przekonałam się, że to taka powieść, którą można albo się zachwycić, albo zupełnie nie polubić, raczej nie ma niczego „pomiędzy”. Mnie zachwyciła. Dość monotonna, bez mocnych punktów, wielkich emocji… a jednak jest w niej coś, co nie pozwala się oderwać. Czy to styl autorki, fascynujący klimat ubogiej dzielnicy włoskiego miasta, czy silne charaktery każdego z bohaterów? A może chodzi o drobiazgowy opis bardzo złożonej relacji pomiędzy Eleną i Lilą? Dwie małe dziewczynki, później nastolatki, w końcu młode kobiety, zupełnie różne, a jednak potrzebujące siebie nawzajem. Jedna zdolna, piękna, impulsywna, a druga żyjąca jakby w cieniu pierwszej. Ich przyjaźń ewoluuje z każdą kolejną stroną, obie zmieniają się, dojrzewają, przeżywają mniejsze i większe dramaty, czasami działając na przekór środowisku, a czasami dając się ponieść prądowi powojennej rzeczywistości. Elena Ferrante stworzyła książkę niebanalną, pełną wielu trafnych spostrzeżeń i kontrastów. Zazdrość, przemoc, ciemnota, bieda i… kobieca wrażliwość, przyjaźń, pierwsza miłość, pogoń za marzeniami. Czyż nie brzmi to intrygująco? Jako ciekawostkę dodam, że autorka posługuje się pseudonimem artystycznym i nie ujawnia swojego prawdziwego nazwiska; jest przekonana, że dobre książki powinny być samowystarczalne. I wiecie co? W pełni się z nią zgadzam 🙂


Czytaliście którąś z powyższych książek, lub inne tych autorek? Jak się Wam podobały? Zapraszam do dyskusji!