PRACOWAĆ I NIE ZWARIOWAĆ

Karoshi – śmierć z przepracowania. Według Encyklopedii Zdrowia i Higieny Pracy [ILO 2001], „Karoshi nie jest terminem czysto medycznym. To socjomedyczne określenie odnosi się do przypadków zgonów lub poważnych uszczerbków na zdrowiu spowodowanych schorzeniami krążeniowo-sercowymi (jak zawał mięśnia sercowego), których przyczyną jest sprzężenie nadciśnienia i miażdżycy z bardzo silnym przeciążeniem pracą”. Z przepracowania umiera rocznie 30 tys. Japończyków, pracujących średnio ponad 60 godzin tygodniowo i narażonych na nadmierny stres. Według badań Polska jest jednym z krajów europejskich, w którym obywatele pracują najdłużej. Przyczyny pracoholizmu? Groźba bezrobocia, szybkie tempo życia, wymogi rynku pracy, chęć poprawy sytuacji materialnej, wewnętrzna kultura firmy, pogoń za sukcesem szczególnie w przypadku młodych ludzi… można wymieniać i wymieniać. Brak snu, stres, presja, nieregularne posiłki, zbyt duże ilości kawy a przede wszystkim brak czasu na odpoczynek w konsekwencji zamiast prowadzić do sukcesu, powodują problemy z koncentracją, spadek efektywności i szereg przeróżnych problemów zdrowotnych.

Z badań wynika, że problem karoshi pomału zaczyna docierać również do Polski. Osobiście nie znałam nikogo kto umarłby z przepracowania, ale jestem pewna że każdy z Was potrafiłby wskazać w swoim otoczeniu osobę, która z powodu nadmiaru pracy znacznie zaniedbała swoje zdrowie lub życie osobiste. A może i Wam nie są obce takie „efekty uboczne” jak ból głowy, ból kręgosłupa, piekące i łzawiące oczy, buntujący się żołądek, wieczne niewyspanie i apatia?

„Czasem odłożenie pracy na później nie przynosi szkody.”

Antoine de Saint-Exupéry – „Mały Książę”

Dlaczego poruszam ten temat? Bo sama w pewnym momencie zorientowałam się, że wzięłam na siebie za dużo. Mało tego, jeszcze miałam wyrzuty sumienia z powodu zabałaganionego mieszkania, którego nie miałam siły posprzątać czy kupki książek do przeczytania, które nietknięte zaczęła pokrywać gruba warstwa kurzu. Jak należało się spodziewać, mój organizm w końcu zbuntował się i zakomunikował mi, że „już dość”, nie umiejąc sobie poradzić nawet ze zwykłym przeziębieniem, które ciągnęło się tygodniami. Praca pracą (o plusach i minusach korporacji pewnie kiedyś napiszę), ale gdy dodamy do tego jeszcze dość wymagające studia i mnóstwo innych spraw, które akurat zaprzątały moje myśli to fakt, że doba ma tylko 24 godziny brzmiał co najmniej absurdalnie.

No dobra, ale przyznacie chyba, że syndrom wypalenia zawodowego w wieku zaledwie 20-kilku lat i brak sił „na życie” brzmi co najmniej smutno. Jak więc sobie z tym nadmiarem pracy, obowiązków i stresu poradzić? Kilka rad wynikających z moich przemyśleń i doświadczeń:

  • Jeśli spędzasz w pracy o wiele więcej czasu niż powinieneś, a po powrocie jesteś tak wyczerpany, że nie masz sił na wykonanie najprostszych czynności domowych to pozostaje zadać sobie pytanie – czy warto? Czy faktycznie tak bardzo tej pracy potrzebujesz lub czy naprawdę daje Ci ona satysfakcję? Jeśli odpowiedź brzmi „nie”, to… sam wiesz.
  • Naucz się odmawiać, gdy ktoś próbuje Ci dołożyć kolejne obowiązki. Za asertywność jeszcze nikogo nie zwolnili, a chyba lepiej zrobić dobrze to za co się jest odpowiedzialnym, niż wziąć za dużo i wszystko zawalić.
  • Wolne Ci się należy. Trafiła się okazja fajnego wyjazdu? Bierz urlop, jedź i nawet nie waż się żałować tych dni. Jesteś chory? Zwolnienie lekarskie i do łóżka. Potrzebujesz wyjść wcześniej? Wyjdź i nie bój się poprosić kolegi obok, aby coś za Ciebie dokończył. Ty pewnie nieraz za niego kończyłeś.
  • Jedni lubią spokój i powtarzalność, a inni potrzebują wciąż nowych wyzwań. Jeśli po jakimś czasie zaczynasz czuć, że stoisz w miejscu, a to co robisz Cię po prostu nudzi – porozmawiaj z przełożonym, zajrzyj do innego działu, zainteresuj się szkoleniami. Monotonia naprawdę potrafi dać w kość.
  • Jeśli nie dasz rady czegoś zrobić, to nie rób. Jesteśmy ludźmi, a nie maszynami i choć ciężko czasem to przyznać,  istnieją granice naszych możliwości.
  • Znajdź sobie hobby. Zajęcie, które będzie całkowitym oderwaniem od pracy. Szyj, śpiewaj, graj na gitarze, tańcz, maluj, pisz. Whatever you want.
  • Naucz się planować. Im lepszy plan, tym większe prawdopodobieństwo, że w swoim napiętym grafiku uda Ci się znaleźć i upchnąć chwilę dla siebie.
  • Wyśpij się. Pisze to ta, która codziennie obiecuje sobie, że położy się wcześniej… ale poważnie – stała pora, herbatka z melisy, muzyka relaksacyjna i kilka stron lekkiej książki tuż przed snem potrafią zdziałać cuda.
  • Żeby nie wiem co, nie zaniedbuj rodziny i przyjaciół. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a osobisty rachunek sumienia i przyznanie się samemu przed sobą, co tak naprawdę znajduje się na pierwszym miejscu jest czasem niezłym przebudzeniem.

Mój plan na najbliższe miesiące to spiąć się i jak najszybciej dokończyć pisanie pracy magisterskiej. Dlaczego? Bo ukończenie studiów oznacza wolne weekendy, a w weekendy mam zamiar robić sobie dobrze. Książką, filmem, romantycznym wieczorem z Mężem, spacerem i spotkaniami ze znajomymi. Tym, co sprawia mi przyjemność. Bez wyrzutów sumienia, że gdzieś tam leży niedokończony projekt na wczoraj, a promotor niedługo przystawi mi pistolet do głowy. No kurczę, po całym tygodniu pracy tyle mi się należy.

Zainteresowało Was pojęcie karoshi? Polecam artykuł: KLIK.

A mnie interesuje, czy dodalibyście coś jeszcze do powyższej listy?

Źródło zdjęcia: 1.