Umówmy się – zmiana diety i w ogóle trybu życia, nie jest łatwa. Zwłaszcza jeśli przez prawie ćwierć wieku większość doby spędzało się w pozycji siedzącej lub leżącej i zapychało się czekoladą. Ja walczę z moimi złymi nawykami dopiero od 2 tygodni, więc absolutnie nie można powiedzieć, że jestem ekspertem w tej dziedzinie. O tym, jak mi idzie wypełnianie planu i czy widać jakieś efekty, napiszę troszkę później – powiedzmy, za miesiąc. A dziś mam dla Was (i dla siebie) listę rzeczy, które pomagają zwlec się z kanapy gdy tak bardzo się nie chce… w moim przypadku tyczy się to przede wszystkim posiłków i ćwiczeń, ale podobny zbiór motywatorów dałoby się chyba zebrać dla każdego innego wyzwania.
- Po pierwsze odpowiedz sobie szczerze na pytanie: jak się czujesz? Jeśli ciągle brakuje Ci energii, często się przeziębiasz, pojawiają się jakieś nowe dolegliwości – to chyba wizja poprawy samopoczucia jest nęcąca sama w sobie.
- Wygląd! Na mnie zdecydowanie działa przeglądanie w Internecie zdjęć szczupłych, wysportowanych dziewczyn. Najpierw myślę: „o Boziu, jakie ona ma ciało!”, później: „chcę tak wyglądać!”, aż przechodzę do: „ zaraz, przecież ja też mogę!”. Chociaż ja akurat nie mam do zgubienia kilkunastu, a max 3 kg, to lubię też oglądać zdjęcia przed i po pewnym okresie pracy nad sobą. Im bardziej spektakularny efekt, tym łatwiej mi uwierzyć, że ten wysiłek i w moim przypadku zaprocentuje.
- Muzyka. Chyba każdy ma swoje ulubione kawałki, przy których czuje, że mógłby góry przenosić. Przy muzyce również o wiele przyjemniej się ćwiczy i szybciej leci czas – u mnie się to sprawdza.
- Youtube. Ćwiczę w domu opierając się właśnie na filmikach znalezionych w sieci. A ponieważ codzienne powtarzanie ćwiczeń nudnych/zbyt trudnych szybko by mnie zniechęciło, szukam i próbuję różnych kombinacji (nie, nie jest to tylko leżenie i ruszanie małym palcem :)). Lubię ćwiczyć z Mel B., bo udziela mi się jej entuzjazm i obojętnie czy ćwiczycie na siłowni czy na własną rękę – takich instruktorów polecam szukać. Motywujących!
- Nie znoszę jogurtu i płatków owsianych. A co jem ostatnio na śniadanie? Jogurt z płatkami. Klucz do sukcesu: jedzenie musi ładnie wyglądać! Dlatego używam pucharków (jak do lodów) zamiast miseczek, ozdabiam owocami etc. No i zdjęcia, jak zwykle z pomocą przychodzi niezawodny Pinterest – naoglądam się tych zdrowych pyszności (wcale nie czekolady!) i mam ochotę przyrządzić coś podobnego dla siebie.
- Cytaty, plakaty, hasła i inne. Nawet zwykłe: „rusz tyłek!” czasami pomaga.
- Na koniec: największą kopalnią inspiracji są dla mnie blogi. Dlaczego akurat one oraz lista blogów, na które najchętniej zaglądam – o tym będzie już w kolejnym wpisie.
Pytanie do Was: gdzie Wy szukacie motywacji? Macie jakieś swoje niezawodne sposoby na lenia?