Na takie pytanie natknęłam się x razy, przeglądając słowa kluczowe wg Google Analyticts. Pokrewne hasła: jak dotrzeć do introwertyka, jak rozmawiać z introwertykiem, jak nawiązać kontakt z introwertykiem, jak zrozumieć introwertyka. Dobra wiadomość: kto szuka, ten znajduje. Zła: człowiek to nie konserwa i nie ma jednego uniwersalnego otwieracza.
Ze względu na moją introwertyczną naturę poczułam się jednak zobowiązana naprowadzić wszystkich poszukiwaczy złotego środka na jakiś trop. Ale pamiętajcie o jednym – ponieważ odmian introwertyzmu może być wiele, nie traktujcie tego co dziś napiszę jak wyroczni. Każdy jest jedyny w swoim rodzaju! A ja zwyczajnie bazuję na swoich własnych doświadczeniach, odpuściłam sobie nawet studiowanie psychologiczno-naukowych źródeł. Czyli dziś będzie tak prosto od serca.
Po pierwsze należałoby się zastanowić, co rozumiemy pod pojęciem „otwierania” introwertyka. Bo jeśli chodzi o to, by człowiek z natury spokojny stał się spontaniczną gadułą to niestety, pewnie rozczaruję niektórych poszukiwaczy – nic z tego. Chyba, że doraźnie, np. za pomocą alkoholu 😉 ale poważnie, na dłuższą metę to nie zadziała. O ile zamknięcie w sobie nie wynika z jakichś przykrych doświadczeń z przeszłości, a jest po prostu wpisane w czyjś charakter, to tutaj nie ma możliwości zmiany. Jak zawsze powtarzam: zmieniać można złe nawyki, uczyć się elastyczności, pracować nad swoimi słabymi stronami, ale zwyczajnie nie da się ot tak zburzyć tego, co jest od urodzenia zakodowane w mózgu, co stanowi „fundament” czyjejś osobowości. I tutaj najgorszą rzeczą jaką można zrobić introwertykowi, to dawać mu do zrozumienia, że coś z nim jest nie tak. Przekonywanie go na siłę, że powinien być bardziej „do ludzi” czy wytykanie mu jego niskiego stopnia przebojowości, nie sprawi, że nagle zamieni się w ekstrawertyka i podbije świat. Sprawi za to, że poczuje się gorszy, niedoceniany, co jest oczywistym błędem. Prosty wniosek: akceptuj.
“Don’t underestimate me because I’m quiet. I know more than I say, think more than I speak and observe more than you know.” ~ Michaela Chung
Ok, skoro już ustaliliśmy że natury introwertyka nie zmienimy, to czas zająć się tym właściwym „otwieraniem” czyli po mojemu – łapaniem kontaktu. Bo wierzę, że nawiązanie rozmowy z kimś, kto siedzi na uboczu z nosem w książce, a na każde pytanie odpowiada zdawkowo, nie jest łatwe. Tak, sama często tak odpowiadam! I uwaga: poza rzadkimi sytuacjami gdy chcę kogoś z premedytacją spławić (bo np. jestem bardzo zajęta lub zwyczajnie go nie lubię), ja naprawdę mam ochotę na rozmowę. Tylko… nie umiem. Bo introwertycy też tego kontaktu z innymi ludźmi potrzebują, ale biedacy mają taki mankament: small talk to dla nich horror. Przecież od tego zaczyna się praktycznie każdą rozmowę, a oni choćby stawali na głowie, to nie mogą znaleźć odpowiednich słów. Jaką mamy dziś pogodę? Co było rano w wiadomościach? Co można skomentować? Pustka w głowie, pustka i nicość…. Spotkałam się nawet z jednostkami, które ze stresu przed palnięciem czegoś głupiego, plotły takie pierdoły, że ręce opadają. Rada ode mnie: odpuść sobie gadkę o dupie Maryny i przejdź od razu do konkretów, a dostaniesz konkretną odpowiedź. A jeśli trafisz w temat, który Twojego introwertyka interesuje to gwarantuję, że dalej rozmowa pójdzie bardzo gładko.
Kolejna rada, która ma zastosowanie właściwie do wszystkich ludzi, a do introwertyków szczególnie: słuchaj i okazuj zainteresowanie. Introwertykom wybitnie trudno jest mówić o sobie i o czymkolwiek dla nich ważnym, bo ich emocje i przeżycia skierowane są do wewnątrz. Tam gdzieś głęboko w sobie wszystko analizują, wszystkie wydarzenia, emocje, myśli duszą jak cytrynę. Wyciskają z nich ile się da, rozpamiętują, rozdrapują, wracają i maglują od nowa. A gdy już zdecydują się z kimś podzielić tymi przeżyciami i spotkają się z brakiem zainteresowania czy co gorsza negatywnym odbiorem, raczej nie zrobią tego po raz drugi.
“Sometimes quiet people really do have a lot to say … they’re just being careful about who they open up to.” Susan Gale
Następna rada jaka przychodzi mi do głowy: nie zmęcz introwertyka swoim towarzystwem. Daj mu trochę przestrzeni. Byliście w zeszłą sobotę razem na koncercie/imprezie i świetnie się bawiliście? Super! Ale to nie znaczy, że introwertyk jutro też będzie miał ochotę na zabawę – bardziej prawdopodobne, że po takim zrywie będzie wolał obejrzeć film w domu na kanapie. Przegadaliście wczoraj kilka godzin? Rewelacja, ale… dziś nie musicie. Świadomość, że jesteś obok i zawsze może się do Ciebie zwrócić znaczy o wiele więcej, niż zasypywanie pytaniami o samopoczucie, co tam w pracy etc. To trochę jak z kotem – zawołasz, a on machnie lekceważąco ogonem i pójdzie w swoją stronę. A gdy będzie miał ochotę to sam właduje Ci się na kolana 😉
Powinieneś pamiętać również o tym, że każde wyjście ze strefy komfortu jest dla introwertyka wielkim przeżyciem. Dlatego jeśli masz to szczęście należeć do grona osób uśmiechniętych i energicznych i jednocześnie masz w swoim otoczeniu osobnika troszkę „niewyraźnego”, możesz od czasu do czasu spróbować zarazić go entuzjazmem, ale pod żadnym pozorem do niczego go nie zmuszaj. Introwertyk z każdą myślą czy zmianą musi się oswoić, dlatego raczej odpadają jakieś spontaniczne akcje, a już szczególnie te wymagające zrobienia czegoś niestandardowego przed publicznością. Zostaw mu możliwość wyboru i chwilę do namysłu, dzięki temu nie będzie musiał walczyć z niezręcznymi dla niego sytuacjami.
Co jeszcze? Pewnie w dobie narzekania na Internet, który pomału zabija relacje międzyludzkie i eliminuje spotkania w cztery oczy, zostanę za to zlinczowana, ale… pisz do swojego introwertyka. Maile, skype, telefon, nawet zwykły list mu napisz. Pisanie ma to do siebie, że daje czas na zebranie myśli i tak, jest łatwiejsze niż rozmowa. Ale pomalutku – jestem pewna, że gdy „dotrzecie się” wirtualnie, to i w realu pójdzie dobrze. Jako ciekawostkę napiszę, że przez pierwszy rok znajomości z moim Mężem widywaliśmy się tylko co drugi weekend, za to codziennie umieliśmy przegadać po kilka godzin na skype czy gg. I jestem prawie pewna, że gdyby nie takie pogaduchy na odległość, to nie poznalibyśmy się w ogóle, bo z początku rozmowy na żywo niezbyt nam się kleiły 🙂
Na koniec taka osobista notka od Introwertyczki at Heart: obecnie w 100% swobodnie czuję się tylko przy moim Mężu, najbliższej rodzinie i najbliższych znajomych. Znają mnie od podszewki, pewnie nawet nie powiedzieliby, że jestem małomówna bo umiem przy nich gadać jak nakręcona. Stąd kolejny wniosek: aby przedrzeć się przez te wszystkie warstwy złożonej osobowości i dotrzeć do samego środeczka, z introwertykiem trzeba się mocno zaprzyjaźnić. A do tego musisz uzbroić się w cierpliwość.
CDN, a kogo zainteresował temat, odsyłam również do tych wpisów:Introwertyzm – z czym to się je? i Po prostu sobie być.
Źródło zdjęcia: 1.
23 Comments
Ania, strasznie dziękuję Ci za ten tekst! Jakbym czytała o sobie 🙂
Już jakiś czas temu udało mi się zaakceptować i polubić swój introwertyzm. Ale co się z nim nazmagałam, to wiem tylko ja (i inni introwertycy). Masz dużo racji, inni ludzie bardzo często podchodzą do cichych osób jak pies do jeża, albo – co jeszcze gorsze – próbują nas zmieniać na siłę. Nie zliczę ile razy w życiu słyszałam słowa „ty jesteś za cicha”, „powinnaś się więcej odzywać”, „musisz być bardziej przebojowa i umieć się sprzedać” . Kiedyś naprawdę się tym przejmowałam i myślałam, że coś ze mną jest nie tak. Zwłaszcza, że często słyszałam to od nauczycielek w szkole, co dziś wydaje mi się szczególnie przykre. Bo kto jak kto, ale pedagog powinien coś wiedzieć o różnych typach osobowości i sposobach postępowania z dziećmi.
Musiało minąć sporo czasu, zanim wrzuciłam na luz i przestałam się do czegokolwiek zmuszać. A dzisiaj, kiedy już wiem o co chodzi z tym całym introwertyzmem, nauczyłam się go lubić i obracać na swoją korzyść 🙂 To jest piękna cecha charakteru, tacy ludzie jak my są bardzo światu potrzebni.
Dlatego super, że to napisałaś i mam nadzieję, że przeczyta to jak najwięcej introwertyków i nie tylko! 🙂
A ja Ci dziękuję za ten komentarz! Może nie zabrzmi to najlepiej, ale cieszę się za każdym razem gdy spotykam osobę która miała podobne doświadczenia… jakoś tak w grupie raźniej 🙂 i mnie zdarzało się słyszeć takie słowa w szkole, od nieszkodliwego „takie ciche, grzeczne dziecko”, po „zginiesz marnie”. Cóż, dziś już wiem że nie zginę, bo kto jak to ale introwertycy potrafią sobie naprawdę nieźle radzić w przeróżnych sytuacjach. Często rozwaga i spokój wygrywa z pochopnym działaniem 🙂 mnie również udało się mój introwertyzm polubić. Najważniejsze to nie dostosowywać się na siłę do oczekiwań otoczenia, a działać w zgodzie z własną naturą – tylko wtedy można dawać z siebie 101% i dążyć do najlepszej wersji siebie samej 🙂
Fakt, że większość ludzi podchodzi tak do osób cichych i spokojnych, wynika z wychowania. Bycie osobą o ekstrawertycznych cechach wiąże się z mieszczeniem się w społecznych normach i ciężko byłoby próbować zmienić te normy. To się również przejawia na rynku pracy: jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się przeczytać w ogłoszeniu w wymaganiach: „umiejętność pracy samodzielnej” :). Niekiedy to już dochodzi do absurdu, bo czy taka sprzątaczka albo kasjerka musi koniecznie być cała w skowronkach na samą myśl o rozkładaniu towarów na półkach, czy łapaniu za ścierę i ścieraniu kurzy z półek?
Sama nie jestem w 100% „intro”, ale mam dużo „nieekstrawertycznych” cech, więc rozumiem ból życia w społeczeństwie zdominowanej przez ekstrawertyczne normy. Sama nie wydaję się przebojowa, nie umiem się „sprzedawać” (Zresztą, czy ja jestem prostytutką, że mam siebie traktować jak towar?!), co na pewno mi nie pomagało przy rozmowach kwalifikacyjnych. Kiedyś mi to przeszkadzało, teraz już umiem się śmiać z tych wymogów jakie przed nami stawia rynek pracy i ci wszyscy specjaliści od wizerunku.
Nie wydaje mi się, żeby moje „introwertyczne” cechy były jakoś super potrzebne światu, toteż się z nimi nie afiszuję. Po prostu je akceptuję. Nie uważam, żeby mnie coś wielkiego omijało tylko dlatego, że nie umiem nawiązywać kontaktów w trymiga i wtopiać się w nowe środowisko.
Nie sądzę też, że nagle nastanie moda na introwertyzm, bo to właśnie ekstrawertyczne normy napędzają konsumpcjonizm w kapitalistycznym społeczeństwie. Żadna marka odzieżowa np. nie zrezygnuje z dnia na dzień z wymyślnej i agresywnej reklamy, byle sprzedać swój produkt, tak samo żaden celebryta nie porzuci „lansu” na Instagramie, bo inaczej prędko o nim zapomną i wypadnie z obiegu.
Zresztą, wydaje mi się, że jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie, zanim zaczniemy doceniać różnorodność jeśli chodzi o typy osobowości, a przynajmniej ją dopuszczać. Przede wszystkim fakt, że większość z nas nie jest ani czystej wody intro-, ani ekstrawertykami, a duża część tych którzy mają się za ekstrawertyków, po prostu próbuje wpasować się w normy społeczne, czasem za wszelką cenę.
Świetny tekst! Podpisuję się w zasadzie pod każdym słowem. I choć z czasem stałam się mniej introwertyczna, to pewne zasady będą dotyczyły mnie przez cale życie, tak mi się wydaje: małomówność, niechęć do small talków z obcymi osobami (choć to też trenuję) i przechodzenie w prostych tematach od razu do konkretów.
Dobrze opisałaś to jak inni reagują na introwertyków (Ci, którzy nie rozumieją) i co wtedy czuje taka osoba (ta pustka w głowie, brak sensownych słów, riposty przychodzące na myśl godzinę po czasie…) – sama prawda.
I apel do ekstrawertyków i innych: zaakceptujcie introwertyka i nie zmieniajcie go na siłę, a być może zyskacie w nim świetnego słuchacza i przyjaciela 🙂
A widzisz, co do tego: „z czasem stałam się mniej introwertyczna” potwierdza się moja teoria, że nad pewnymi cechami można pracować. Mnie np. open space w pracy w pewnym sensie zmusił do porozumiewania się z innymi non stop i z czasem faktycznie staje się to łatwiejsze. Łatwiejsze, ale to nie znaczy że przychodzi naturalnie 😉
Ten apel powinien zostać wywieszony we wszystkich widocznych miejscach 🙂
Czekam na ciąg dalszy! Zupełnie jakbym czytała o sobie. Ja naprawdę chcę rozmawiać z ludźmi, ale cóż, nie umiem się wtrącić do rozmowy (nawet jeśli miałabym coś do powiedzenia na dany temat), nie umiem rzucać żartami, nie czuję się dobrze, kiedy ktoś wyciąga mnie na środek parkietu i chce tańczyć (dlatego cudem jest wyciągnięcie mnie do klubu, od 5 lat nikomu się to nie udało, wolę pub, w którym mogę się zaszyć w kąciku), nienawidzę rozmawiać przez telefon (dlatego nie odbiorę zastrzeżonych i nieznanych). Najlepiej mi w obecności chłopaka, dwóch przyjaciółek (i córki jednej z nich, bo jeszcze nie mówi – idealny kompan) i rodziny – najbliższej. Co ja przeżyłam, gdy na imprezie mój chłopak musiał pojechać po kolegę (40 minut nieobecności) i zostawił mnie ze swoimi znajomymi.. Przez prawie godzinę nie ruszyłam się z miejsca i nie odezwałam ani słowem, a wcześniej mi powiedział „daj spokój przecież znasz ich, przysiądź się do kogoś, zagadaj” – czy on oszalał? Też właśnie nie rozumie tego, jak można być tak zamkniętym w sobie. Jednak, gdy przyszła do mojej pracy nowa koleżanka, całkiem wygadana, coś tam się rozmowa kleiła, ale gdy dowiedziałam się, że TEŻ ma RUDEGO kota FRANCISZKA – o paaanie, gadałyśmy o tych kotach przez bite 3 godziny, aż mnie buzia bolała, a dziewczynę poznałam tego samego dnia. Jak widać – można z nami pogadać, tylko trzeba do nas trafić z odpowiednim tematem 🙂
Bycie zostawionym w gronie mało znanych osób – skąd ja to znam. Chciałoby się jakoś zagadać żeby nie wyjść na taką nietowarzyską osobę, a zupełnie nie wiadomo od której strony zacząć… za to odkrycie z kimś wspólnego tematu to super sprawa. Tak jak piszesz, można wtedy gadać bez końca, a zwierzaki są szczególnie wdzięcznym obiektem rozmów. Kto je ma/lubi na pewno będzie miał wiele do powiedzenia 🙂
Fajna instrukcja obsługi introwertyka. Myślę, że sprawdzi się w zdecydowanej większości przypadków.
Z doświadczenia mogę powiedzieć, że niemal każdego introwertyka można otworzyć. Kluczem jest to, żeby on sam tego chciał i żeby się z tym nie spieszyć. Metoda małych kroczków sprawdza się w takich sytuacjach najlepiej, a efekty mogą być naprawdę spektakularne.
Jednak równie ważne jest to, żeby nie zatracić przy tym swoich naturalnych talentów. Umiejętność słuchania i uważnej obserwacji, to w dzisiejszym świecie mocno deficytowy towar.
Też jestem introwertyczką. Obecnie jest mi z tym dobrze, ale długo nie było. Myślę, że wielu introwertyków nie wykorzystuje swojego potencjału, bo wmawia się im, że muszą być bardziej otwarci. Że muszą się zmienić, dostosować do innych, do tych bardziej wygadanych. Od dzieciństwa słyszałam, że jestem nieśmiała. Dziś oduczam się tak myśleć, bo wiem, że robię wiele rzeczy, na które inni by się nie zdobyli. Znacznie śmielej zresztą sobie poczynam już w kontaktach interpersonalnych.
Lubię w sobie zdolność obserwacji, intuicję. Uwielbiam gadać godzinami, ale tak, jak napisałaś, żeby do tego dojść potrzeba się z kimś bliżej zapoznać ;). A co do pisania, stało się moim sposobem na uporządkowanie myśli. Nie wiem, jak to się dzieje, ale kiedy z kimś dyskutuję, nawet z ukochaną osobą, nieraz zdarza się, że myśli mi się zapętlają i już sama nie wiem, co i jak. Kiedy przeleję to wszystko na papier albo klawiaturę, robi mi się znacznie jaśniej. Dlatego przy kwestiach, w których mam silną potrzebę zakomunikowania mojej opinii ciągle stosuję listy, smsy, e-maile. Nie dlatego, że się boję rozmawiać, tylko dlatego, że w mowie nie potrafiłabym tego tak dobrze wyrazić. Dopiero po „piśmie” podejmuję dalszą konwersację :D.
Mamy sporo wspólnego! Otóż to, może nie rzucam się w oczy w towarzystwie, a jednocześnie mam świadomość, że umiem i mogę o wiele więcej niż co poniektóre bardziej wygadane osoby. To takie banalne, ale prawdziwe – nie zawsze ten, kto krzyczy najgłośniej, ma najwięcej do powiedzenia 🙂
Pisanie to super sprawa! W rozmowie nieraz riposty czy sensowne argumenty przychodzą mi do głowy, gdy jest już za późno. Pisząc, ten problem znika, a ja wreszcie mogę przekazać wszystko co bym chciała. No i sama nie wiem czemu wcześniej nie wpadłam na pomysł założenia bloga, do zbierania myśli nadaje się idealnie 😀
„Ci, którzy mają coś do powiedzenia, na ogół są małomówni. Reszta pieprzy jak natchniona.” – Sławomir Kuligowski
Ja blogowałam sobie już od dawna, rozpoczynając od 13 roku życia. Tylko, że teraz mi lekko wstyd za tamte czasy :D.
Świetny cytat!
Gdybym zaczęła pisać kilka lat temu, to pewnie też bym czasami publikowała takie głupoty, że aż strach myśleć…ale nastolatkom jeszcze można to wybaczyć 😉
Ohh, jak wspaniale. Cieszę się że jestem introwertykiem!(ironia). Zero
prawdziwych przyjaciół, zero zrozumienia. Samotność, samotność,
samotność. I ta dziura w sercu. Kolejna życiowa niesprawiedliwość…
Moja natura najwidoczniej jest taka, jaka jest. Wy nazywacie to
introwertyzmem, ale jak dla mnie to anarchoniczna abominacja człowieka
wyobcowanego, zamkniętego w sobie, dziwnego, złamanego, pechowego, nieciekawego, chamskiego i zbyt „skomplikowanego”. Serce mnie boli, kiedy o tym myślę… Ale im dłużej trwa ten stan, tym głębiej pochłania mnie ta obojętność, ten stan, którego nie potrafię nawet nazwać. Czasem przychodzi też gniew i złość, nie tylko na tych co pochopnie oceniają, co tak łatwo mierzą innych chociaż nie dają im szansy, ale i na siebie samego, głównie na siebie samego… Bo ja rozumiem ich do pewnego stopnia, ale oni nie próbują zrozumieć wcale. A ileż bym dał, żeby zamienić się miejscami z tymi ludźmi, choćby na jeden dzień. Ile bym dał, żeby móc tak łatwo oceniać, żeby być obojętnym, żeby patrzeć a nie widzieć, żeby słuchać a nie słyszeć… A tak pozostaje samotność, zawsze wierna towarzyszka, zawsze chętna i zawsze w jej objęciach- ona jedna akceptuje mnie takim jakim jestem, nigdy nie narzeka. A mimo to, cierń tkwiący w sercu nie znika, a na twarzy niegdyś zawsze uśmiechniętej teraz uśmiechu nikt nie ujrzy. Bo chociaż samotność to wierna towarzyszka, to dziurę w sercu jedynie drugi człowiek może wypełnić…. A im większa ta dziura, tym coraz bardziej staje się to nie możliwe… A ona rośnie, z godziny na godzinę, z dnia na dzień- pochłania coraz bardziej… Nie ważne jak bardzo się staram, nie mogę tego powstrzymać. Najgorsze co może człowieka spotkać to samotne serce. Moje nie bije dla mnie, nie wiem dla kogo. Może nie jestem gotów? Może nie zasłużyłem? Albo nie jestem godny? Aż łzy cisną się do oczu. Coś co dla większości ludzi jest na wyciągnięcie ręki, dla mnie musi być marzeniem nie osiągalnym. Boję się że pewnego dnia, ta ciemność w sercu, ta samotność mnie pochłonie i wtedy nijak będę zdolny do miłości i okazywania uczuć- mając serce jak z lodu albo kamienia, zupełnie zobojętniałe na swój własny los. A może, właśnie tak się musi stać? Może musi mnie to pochłonać, żebym narodził się na nowo? To jak blokada, bariera, mur nie do pokonania… Dlaczego? Co muszę zrobić żeby te blokady zniknęły? Nie wiem. Jestem introwertykiem z pękniętym sercem od samotności i braku zrozumienia… Może miłość to towar deficytowy, może nie dla wszystkich starcza, może muszę stanać w jakiejś cholernej kolejce? … Mam nadzieję, że ci co jej zaznali, docenią najlepiej jak potrafią… Bo najwidoczniej nie wszystkim jest to dane… Będę szukał nadal…
Całkowicie Cię rozumiem. Też wciąż zadaję sobie te pytania, wciąż szukam własnej drogi, wciąż łudzę się nadzieją, że kiedyś, tam daleko, w przyszłości, będę szczęśliwa, będę wiedziała czego chcę, znajdę swoją ścieżkę w życiu i osobę przed którą nie bałabym się otworzyć i powiedzieć co siedzi mi w głowie, duszy i sercu… Tego jednego człowieczka, którego mogłabym nazwać przyjacielem. Przyjaciela, do którego mogłabym napisać, spotkać się gdzieś daleko od tłumów, porozmawiać lub przesiedzieć, milcząc godzinami… Czasami mam wrażenie, że jak Bóg rozdzielał talenty, wygląd i pozytywne aspekty ludzkiego życia, jak przyjaźń, miłość czy umiejętność spełniania marzeń, ja jak zwykle się spóznilam, bo czekałam grzecznie w kolejce jak reszta się nasyci, a mi zostały same okruchy, odpadki i to co niechciane przez innych… Mam tyle planów, tyle marzeń, rzeczy do zrobienia, ale wciąż tkwię w miejscu, a życie dosłownie ucieka mi przez palce. Czuję pustkę, a jednocześnie tak jakbym miała wielki bałagan w głowie, pełen myśli, wspomnień, planów, marzeń i emocji. By nie zwariować czytam książki, oglądam filmy, myślę i planuję, ale mam wrażenie, że robi się tylko większy bałagan, a w czasie takiego „seansu” z książką czy filmem przysłaniam chwilowo wszystko ciemną i ciężka zasłoną. Do tego, nie będę ukrywać, nie akceptuję się, nie lubię tego co mówię, co robię i jak wyglądam. Najczęściej, gdy chcę coś powiedzieć godnego uwagi, z ust wychodzi mi tylko bezkształtna i krótka paplanina. Pomimo, że chcę, bardzo chcę, podzielić się jakaś myślą, informacją czy wiedzą, zawsze wychodzi coś pod tytułem „Jestem nudna. To co chcę powiedzieć i tak nie ma żadnego znaczenia”. Dlatego też nie często się odzywam, w szczególności gdy jest przy mnie więcej niż jeden człowiek… Bardzo często plącze mi się język podczas rozmowy czy zwykłej wymianie zdań np. w sklepie, odpowiadam tylko jednym zdaniem, a nawet jednym słowem… Wtedy znowu czuję jak dziwaczka, tracę całą pewność siebie, a potem, gdy to rozpamiętuje (jak wszystko w moim życiu) jestem zła na siebie i znajduję kolejne wady mojej osobowości jak i wyglądu. Co jest moim największym marzeniem? Posiadać pelerynę-niewidkę. Chcę ukryć się przed światem i przed samą sobą. Z drugiej strony, tak jak i Tobie doskwiera mi samotność. Niby lubię siedzieć sobie sama z książką w ręku, ale z drugiej strony patrzę z zazdrością na parę przyjaciół spędzających wolny czas ze sobą. Z jednej strony jestem ciekawa ludzi, ich życia, myśli, tego co mają do powiedzenia, ale z drugiej strony nie lubię ludzi, społeczeństwa i w ogóle XXI wieku – ery internetu. Lubię milczeć i zatracić się we własnych myślach czy w otoczeniu ulubionej muzyki, ale też tęsknię za prawdziwą, szczerą, długą i sensowną rozmową, wypadem do kina, podróżą. Z jednej strony leżę i nic nie robię tkwiąc w mojej strefie komfortu, a z drugiej strony chcę coś zmienić w swoim życiu, działać i spełniać marzenia. To kolejny powód dla którego tak często sięgam po książki i filmy – szukam natchnienia, inspiracji, kopa do działania… A tylko pogrążam się w smutku, błądząc w złudnych marzeniach i nadziejach… Odnoszę wrażenie że nie pasuję do tego świata, czuję się wyobcowana, jakbym biegła za tłumem w maratonie, ale zgubiłam gdzieś drogę i nie wiem gdzie jestem. Jakbym otworzyła nagle oczy i znalazła się na innej planecie… Ale najgorsze jest to, że mam dach nad głową, mam rodziców, brata, mam co jeść, mam możliwość studiowania, jestem zdrowa i sprawna fizycznie, a czuję smutek, pustkę i narzekam na moje życie. To sprawia że czuję się winna, wstyd mi i jestem zła na siebie, co znowu prowadzi do rozpaczy, kompleksów i obrzydzania do siebie samej. I tak w kółko, bez końca… Wybacz, że nie napisałam, że wszystko będzie dobrze, żebyś wziął się w garść i cieszył każdą chwilą, podmuchem wiatru czy promykiem słońca, ale po prostu nie potrafię, bo wiem po sobie, że takie słowa i próby „pocieszenia” nic nie dadzą. Ale naprawdę szczerze Ci życzę wszystkiego najlepszego, by ktoś w końcu wypełnił pustkę w Twoim życiu i sercu. Myśl, że jedna smutna osoba zazna w końcu szczęścia i radości daje mi nadzieję, że a nuż i mi się uda 🙂
hej. to jest ogromna odwaga ,zeby sie podzielic tym cos myslisz lub czujesz tu i teraz. Dzieki za tekst- duzo mi pomoglo zrozumiec odmniena nature niz moja..mysle,ze spoktasz kogos ,a twoje serce bedzie sie cieszyc i skakac z radosci kazdego dnia.Bedzie dobrze! pozdrawiam:) ola
Wiem co czujesz, także możesz się czuć wirtualnie poklepany po ramieniu.
Staram się pocieszać myślą, że nie trafił się po prostu jeszcze nigdy godny, ale może gdzieś tam czeka. Albo po prostu „odpowiedni”, w przypadku gdybyśmy to my byli tymi niegodnymi…
To jest bardzo trudne aby sie otworztyć przed kimś kto może sie zaprzyjażnic bo żeby ktoś kogoś polubił i się zaprzyjażnił trzeba się otworzyć i rozmawiać mnie to bardzo blokuje jest to taka pętla jedno zależy od drugiego itp dziesiaj spotkałam sie z dwiema przyjaciółkami i ich znajmymi i bratem jednej z nich oczywiście słuchałam ich rozmów i sie śmiałam czasem ale gadałam tylko z tymi dwiema przyjaciółkami bo po prostu brakło mi języku w gębie byłam wsród nich jak zwykle najcichszą osobą i z tego mojego powodu jestem niesamowicie ignorowana i jest to bardzo irytujące tym bardziej jeśli sobie przez to wmawiam że jestem nie lubiana ale nie oszukujmy się bo zapewne nie lubiana jestem bo nikt nie lubi gdy ktoś zamula
Dzięki za świetny artykuł. Ja staram się od pół roku zdobyć serce jednego introwertyka a znamy sie już ponad 3 lata, ale im bardziej chce tym widzę odwrotny efekt. Może trzeba nieco sie wycofać i poczekać. Nie mniej relacja ta bliższa zaczeła się od elementów typowych dla ekstrawertyka. Spontaniczne wyjazdy. No moze planowane dzień wcześniej w najlepszym wypadku, czasem kilka godzin. Długie rozmowy o wszystkim i to obustronne. Te same marzenia i chęć ich realizacji. Plus ogromny intelekt. Dlatego sie zakochałem, ale od kiedy zbyt sie otworzyłem z swoimi emocjami i uczuciami nastąpił zwrot w relacji. Prawie wszystko co nie zaproponuje to odmowa. I troche jestem w tym zagubiony.
Arku, odpowiedź może być prostsza niż myślisz. Zaprzyjaźniliście się i spędziliście miło czas ale skoro nastąpił zwrot, to znaczy, że po drugiej stronie nie ma chemii. Po prostu. Jak introwertyk się zakocha, nie trzeba go otwierać. Ale jeśli łączy Cię z drugą osobą masa rzeczy a nie ma chemii, to związku też raczej nie będzie. Piszę z własnego doświadczenia. Pozdrawiam.
Comments are closed.